Debata europarlamentu o Polsce nie jest potrzebna i stanowi przykład obcej ingerencji w wewnętrzne sprawy kraju - ocenili eurosceptyczni posłowie PE z Polski w trakcie wtorkowej debaty europarlamentu o sytuacji w Polsce.
"Ja demokracji nienawidzę, demokracją pogardzam, ale wy jesteście demokratami, więc przyjmijcie do wiadomości, że lud polski demokratycznie i legalnie wybrał PiS" - powiedział europoseł niezrzeszony Janusz Korwin-Mikke. "Demokracja to tyrania większości, więc PiS, mając za sobą większość, będzie robiło, co chce" - dodał. Ocenił też, że choć on nie lubi PiS, to Polacy wybrali tę partię "w nadziei, że poprzednich władców uda się powsadzać do więzień, bo tam jest ich miejsce".
W imieniu frakcji Europa Wolności i Demokracji wystąpił europoseł Robert Iwaszkiewicz z Kongresu Nowej Prawicy. "Sprawy polskie powinny być rozwiązywane w Polsce i przez Polaków - powiedział Iwaszkiewicz. - Ta debata jest niepotrzebna. Motywy jej zwołania są niejasne, a podstawy prawne są wątpliwe".
Dodał, że instytucje UE zajmują się nie tym, do czego są powołane. "My, Polacy, mamy bardzo złe doświadczenia, jeśli chodzi o ingerencję w nasze sprawy" - dodał, przypominając, że 200 lat temu "troska" Rosji, Niemiec i Austrii o sprawy Polski zakończyła się trzeba rozbiorami i utratą niepodległości na 125 lat, a potem z "bratnią pomocą" pośpieszyli Polsce komisarze sowieccy. "Teraz z bratnią pomocą występują komisarze europejscy. Dla Europy najlepiej i najbezpieczniej jest, gdy polskimi problemami zajmują się wyłącznie sami Polacy" - powiedział Iwaszkiewicz.
Michał Marusik, przemawiający w imieniu frakcji Europa Narodów i Wolności, powiedział, że nie martwi się debatą. "Nie martwię się tym, że obca konkurencja Polskę krytykuje. To może oznaczać, że władze polskie podjęły jakieś działania ewidentnie zgodne z polskim interesem państwowym i narodowym" - powiedział Marusik.
"Problemem jest sam fakt, że ta debata się odbywa. Ta debata jest ostentacyjną manifestacją mieszania się czynników się zewnętrznych w wewnętrzne sprawy suwerennych państw. To jest choroba UE" - ocenił.