Popełniłem błąd, przypisując - za jednym z portali - Renacie Kim słowa, których w rzeczywistości nie wypowiedziała. Za to przepraszam. Rzeczywisty cytat nie zmienia jednak mojej oceny wypowiedzi pani Kim.
12.01.2016 14:27 GOSC.PL
W piątkowy poranek 8 stycznia 2016 r. opublikowałem tekst "Dziennikarka Newsweeka broni cenzury", w którym wyraziłem opinię, że pani Renata Kim w swojej wypowiedzi na antenie radiowej "Trójki" broni stosowania cenzury przez niemieckich dziennikarzy, którzy zataili przez niemal 5 dni przed niemieckim społeczeństwem fakt masowych ataków imigrantów na kobiety w noc sylwestrową.
W tekście zacytowałem jako wypowiedź dziennikarki słowa, do których dotarłem za pośrednictwem informacji w mediach internetowych (np. "Niezależna.pl") oraz w mediach społecznościowych ("Żelazna logika"). Chodzi o zdanie "Media niemieckie nie popełniły błędu, zatajenie było uzasadnione, ponieważ podanie takich informacji byłoby pożywką dla prawicowych ekstremistów podsycających nienawiść".
Jak się okazuje w sprawie cytatu popełniłem błąd - zacytowane przeze mnie zdanie nie było dosłownym cytatem wypowiedzi dziennikarki "Newsweeka". Za ten błąd pragnę Renatę Kim przeprosić. Przepraszam również czytelników. Nie taka była moja intencja, by podawać nieprawdziwe informacje. Tekst, w którym podałem nieprawdziwy cytat został odpublikowany.
Rzeczywista i pełna wypowiedź w niczym nie zmienia jednak mojej oceny zawartej w tekście "Dziennikarka Newsweeka broni cenzury". Co zatem powiedziała redaktor Kim?
"Doszło do kilkudziesięciu, może nawet kilkuset napadów na kobiety. Dziennikarze bardzo starannie chcieli sprawdzić kto dokonał tych napadów. Czy ci uchodźcy, którzy przybyli do Niemiec w ubiegłym roku? Okazało się, że nie. Policja nie miała takich informacji. Więc aby nie wywoływać paniki, wstrzymywano się z ogłoszeniem tej informacji. Tymczasem prawica zarówno w Niemczech jak i w Polsce, wszyscy ci, którym niemiła jest obecność imigrantów i uchodźców, natychmiast wykorzystali to propagandowo i uderzyli w samą stosowność i skuteczność polityki imigracyjnej.
Dowiedziałam się o całej sprawie z tweetów, jakie otrzymywałam właśnie od zwolenników prawicy, które brzmiały mniej więcej tak A może by się pani wybrała do Frankfurtu i tam została zgwałcona? A może by tam pani wysłała swoją córkę?
W ten sposób prawica wykorzystuje antyimigranckie nastroje. Więc ja rozumiem każdego dziennikarza, który zastanawia się piętnaście razy, jak podać taką informację, jak ustalić kto naprawdę stoi za atakami, bestialskimi, brutalnymi, okropnymi, nie do usprawiedliwienia w żaden sposób, kto wie dokładnie jak taka informacja zostanie wykorzystana przez prawicę (...)
Twierdzę, że problem jest, natomiast rozumiem dziennikarzy (...) Rozumiem, dlaczego zwlekano z tą informacją nie chcąc wywoływać takiego podniecenia i takich antyimigranckich nastrojów. Próbowano dociec prawdy. Być może popełniono błąd, być może za długo czekano, być może za długo policja nie udzielała tych informacji. Druga strona wykorzystuje to w absolutnie okropny sposób by wywoływać anty-imigranckie nastroje” - mówiła dziennikarka.
I chociaż na stronie "Newsweeka" Kim zarzeka się, że nie popiera cenzury, to z jej wypowiedzi dla "Polskiego Radia" wynika w mojej ocenie coś zupełnie innego. Konkretnie to, że broni cenzury w określonych sytuacjach. Dziennikarka rozumie dziennikarzy, którzy przez kilka dni odmawiają społeczeństwu niemieckiemu prawa do informacji o tak istotnych wydarzeniach jak masowe molestowania i ataki na kobiety w wielu miastach kraju przez imigrantów, gdyż taka informacja mogłaby okazać się niekorzystna dla prowadzonej przez niemiecki rząd polityki imigracyjnej. Rozumie niepublikowanie informacji o faktach, gdyż te mogłyby sprzyjać prawicy. Czy można nazwać taką postawę inaczej niż obroną cenzury? Czy zrozumienie takiej postawy nie jest zrozumieniem dla cenzury i bronieniem jej? Niech każdy czytelnik sam sobie odpowie na to proste pytanie.
Warto jeszcze dodać, że dziś już wiemy, iż wśród napastników sporą część stanowiły osoby ubiegające się obecnie o azyl w Niemczech. O tym, że większość napastników to nie byli rodowici Niemcy, ale imigranci, policja wiedziała od początku.
Tym niemniej jeszcze raz przepraszam za mój błąd czytelników i przede wszystkim panią Renatę Kim.
Wojciech Teister