Zastanawiając się nad praktycznymi możliwościami zmniejszania przepaści, która nas dzieli, pozwoliłem sobie zaproponować na mijające święta Bożego Narodzenia powrót do idei, w której moglibyśmy spróbować zakopać nasze wojenne topory – do idei kopca św. Jana Pawła II.
Mój ojciec, z którym często przemierzałem szlaki spacerowe na kopiec Kościuszki i nieco dalszy – Piłsudskiego, wskazywał mi, jeszcze za życia naszego papieża, dobre miejsce na trzeci kopiec, w pół drogi między tymi dwoma – naturalne miejsce na ten symbol wdzięczności rodaków dla największego spośród nas: dla Karola Wojtyły. Kiedy papież umarł, entuzjastycznie poparł ten pomysł jego przyjaciel – kardynał Stanisław Nagy. Wtedy jednak wydawało się, że to pomysł jakoś może „konkurencyjny” wobec pięknej idei Centrum Jana Pawła II, nad którą patronat objął kard. Stanisław Dziwisz. Kopiec wydawał się niepotrzebny. Świętemu Janowi Pawłowi on na pewno nie był i nie jest do niczego potrzebny. Wydaje mi się, że dziś, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebny jest nam, Polakom. Nie tylko wierzącym katolikom, ale tym wszystkim, którzy szanowali to dobro, którego symbolem w naszym publicznym życiu był Jan Paweł II: dobro wspólne. Dziś, podzieleni na zwalczające się zajadle obozy, potrzebujemy odnowienia tego poczucia, które ostatni raz chyba gościło w ogromnej większości naszych serc w kwietniu 2005 roku: w czasie kiedy jednoczyło nas poczucie wdzięczności dla odchodzącego papieża, patrona naszych trosk, dobrego ojca naszej wspólnoty. W swoim ostatnim słowie, w liście do rodaków datowanym na 1 kwietnia 2005 roku, adresowanym do generała zakonu paulinów na Jasnej Górze z okazji 350. rocznicy obrony klasztoru jasnogórskiego w czasie szwedzkiego potopu, Jan Paweł II wezwał nas do „jedności w budowaniu dobra, dla pomyślnej przyszłości Polski i wszystkich Polaków (…), do strzeżenia skarbca ponadczasowych wartości, aby korzystanie z wolności było ku zbudowaniu, a nie ku upadkowi”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Nowak