Po ostrzeżeniu przed groźbą zamachów terrorystycznych w noc sylwestrową w Monachium tamtejsza policja pozostaje nadal w stanie gotowości alarmowej, a miasto patroluje większa niż zwykle liczba funkcjonariuszy - poinformowała w piątek rano policyjna rzeczniczka.
Trwają także poszukiwania osób, które mogły uczestniczyć w przygotowywaniu zamachów.
W następstwie meldunku niemieckiego Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA), że zwolennicy Państwa Islamskiego mogą o północy w Monachium dokonać samobójczych zamachów, w czwartek późnym wieczorem zamknięto monachijski główny dworzec kolejowy oraz odprawiający również pociągi dalekobieżne dworzec w dzielnicy Pasing w zachodniej części stolicy Bawarii.
Ruch na obu dworcach przywrócono w piątek między godzinami 3.30 i 4.00.
Bawarski krajowy minister spraw wewnętrznych Joachim Herrmann poinformował, że ostrzeżenia o przygotowywanych zamachach udzielił stronie niemieckiej "wywiad zaprzyjaźnionego państwa". "Federalny Urząd Kryminalny i bawarska policja zgodnie uznały, że nie wolno tego zlekceważyć" - zaznaczył.
Według cytowanych przez agencję dpa źródeł w organach bezpieczeństwa, ostrzeżenie przed atakiem BKA otrzymał od francuskich tajnych służb, które podały konkretny termin i miejsca planowanych zamachów oraz uściśliły, że chodzi tutaj o osoby związane z Państwem Islamskim.
Jak podała lokalna bawarska telewizja publiczna Bayerischer Rundfunk, zamachy miało przygotowywać siedmiu przebywających już w Monachium i znanych z nazwiska Irakijczyków. Zamierzali oni udać się parami na oba dworce i zdetonować przytroczone do własnego ciała ładunki wybuchowe.
W przygotowanie samobójczych zamachów bombowych w Monachium było zamieszanych od 5 do 7 osób - twierdzi szef policji Hubertus Andrae. Minister spraw wewnętrznych Bawarii Joachim Herrmann oświadczył w piątek w nocy, że "za zamachami stoi Państwo Islamskie".
Andrae powiedział w piątek, że raport zaprzyjaźnionych tajnych służb zawiera nazwiska podejrzanych, co dotyczy ok. połowy spośród pięciu do siedmiu potencjalnych zamachowców. Jak jednocześnie zaznaczył, "nie wiemy, czy osoby te rzeczywiście istnieją". Nazwisk nie udało się połączyć z konkretnymi osobami w Monachium ani gdziekolwiek indziej. O tym, czy osoby te istnieją nie można z pewnością powiedzieć, ale nie można tego jednak również wykluczyć. Dochodzenie wciąż trwa - powiedział szef monachijskiej policji.
"Policja bardzo poważnie podchodzi do tej sprawy. Trwa śledztwo, które pozwoli ustalić ewentualnych sprawców i wszystko wyjaśnić - powiedziała stwierdziła rzeczniczka policji.
Do najbardziej zagrożonej południowej części Monachium zostały skierowane dodatkowe oddziały policji w sile 550 funkcjonariuszy - podała agencja AFP. Ewakuowano i zamknięto obie stacje, gdzie miało dojść do detonacji ładunków wybuchowych. Pociągi dalekobieżne omijają obie stacje. Wiele połączeń zostało zawieszonych do odwołania.
W czwartek, tuż przed północą, policja w Monachium ostrzegła mieszkańców miasta za pośrednictwem Facebooka oraz Twittera o możliwości ataku terrorystycznego. Zaapelowała też do mieszkańców i turystów o unikanie większych zgromadzeń i niekorzystanie z komunikacji miejskiej. Informacja była publikowana w kilku językach.
Hubertus Andrae wystąpił w piątek z obroną swej decyzji o ogłoszeniu w noc sylwestrową alarmu antyterrorystycznego, choć brak dotąd konkretnych informacji o ewentualnych zamachowcach.
To nie był fałszywy alarm - powiedział Andrae dodając, że w sytuacji otrzymania ostrzeżenia o zamachu, który miał być przeprowadzony niebawem, nie można było działać inaczej. W przypadku konkretnego zagrożenia nie można czekać - podkreślił.