Rząd Prawa i Sprawiedliwości jest zdeterminowany, żeby obniżyć wiek emerytalny dla kobiet do 60. roku życia i dla mężczyzn do 65. roku życia - zadeklarowała w środę premier Beata Szydło. Zapewniła, że nie ucierpią na tym finanse publiczne.
Sejm debatuje nad projektem prezydenta Andrzeja Dudy dot. obniżenia wieku emerytalnego dla kobiet do 60 lat, a dla mężczyzn do 65 lat. W 2012 roku koalicja PO-PSL podniosła i zrównała ten wiek do 67 lat.
Szydło była pytana o wypowiedź szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryka Kowalczyka, który powiedział w środę, że osoby, które zdecydują się na wcześniejsze przejście na emeryturę mogą otrzymać nawet o 30 proc. niższe świadczenie, niż gdyby pracowały do 67. roku życia.
"My przede wszystkim dajemy Polakom wybór, to jest założenie ustawy, która została przedstawiona przez prezydenta. To jest również założenie, które przyjął rząd Prawa i Sprawiedliwości, tak jest to zapisane w programie PiS. Polacy powinni mieć wybór, kiedy chcą przechodzić na emeryturę" - wyjaśniła szefowa rządu.
Jak dodała, jeśli ktoś czuje się na siłach, chce dłużej pracować, ma pracę, to oczywiście może pracować dłużej. "To ma być jego wybór i jego przywilej, a nie obowiązek, że on pracuje do 67. roku życia, tak jak w tej chwili" - podkreśliła premier.
Szydło powiedziała też, że musi uzupełnić wypowiedź ministra Kowalczyka. "Pytanie do pana ministra Kowalczyka było zadane takie, czy to prawda, że (świadczenia) byłyby niższe o 70 proc. To nieprawda, nie będą niższe (o 70 proc.), Platforma, która tak przekonywała Polaków, nie mówiła prawdy. Z wyliczeń, które posiadamy, nie ma takiego założenia, że będzie to obniżenie (świadczeń) o 70 proc." - zaznaczyła.
Urszula Rusecka (PiS) podkreśliła podczas debaty, że podniesienie wieku emerytalnego odbyło się "bez jakiejkolwiek akceptacji społecznej oraz szczegółowych analiz". Oceniła, że decyzja ta spowodowała, że niektórzy Polacy, którzy w poprzednim systemie już byliby na emeryturze, teraz muszą pracować powyżej swoich możliwości zdrowotnych oraz produktywności.
Przekonywała też, że "już dziś można stwierdzić, że projekt nie spowodował jakiejkolwiek poprawy stanu finansów publicznych".
Według posłanki PiS tylko systemowe rozwiązania, proponowane przez rząd Beaty Szydło, czyli m.in. 500 zł na każde dziecko, ograniczenie bezrobocia, wsparcie dla przedsiębiorców w powiązaniu z propozycją prezydenta ws. obniżenia wieku emerytalnego, "pozwoli na kompleksowe rozwiązanie problemu emerytalnego w Polsce".
Z argumentacją Ruseckiej nie zgodziła się posłanka PO Izabela Leszczyna: "Nie może być tak, że złożone nieodpowiedzialne i populistyczne obietnice wyborcze determinują teraz wszystko, co państwo robicie (...) Całe szczęście, że nie obiecaliście każdemu Polakowi domku z ogródkiem" - mówiła.
"W ciągu kilu posiedzeń sejmowej większości wraz z rządem udało się zdemolować TK i rozpoczęliście destabilizację finansów publicznych" - mówiła posłanka. Jak oceniła, prezydent, proponując obniżenie wieku emerytalnego, dołączył do "rujnowania bezpieczeństwa finansowego Polski".
"Wysokość emerytur zależy od dynamiki PKB, rozwoju gospodarczego. Zawsze to jest transfer od pracujących do emerytów, nie da się tego zrobić inaczej. Jak wyobrażają sobie państwo, że będzie pracowało mniej osób, emerytów będzie więcej, żyjemy dłużej, rodzi się mniej dzieci - jak chcecie to spiąć finansowo?" - pytała.
Leszczyna podkreśliła, że proponowane przez prezydenta zmiany spowodują obniżenie świadczeń emerytalnych, szczególnie dla kobiet, o niemal 70 proc. "Chcecie wepchać ludzi w nędzę i z pewnością PO na to się nie zgodzi" - konkludowała.
Samo podniesienie wieku emerytalnego nie może być lekarstwem na zapaść Funduszu Ubezpieczeń Społecznych - mówiła prezydencka minister Anna Surówka-Pasek, przedstawiając w Sejmie prezydencki projekt przywrócenia wieku emerytalnego: 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn.
W opinii pana prezydenta podwyższanie wieku emerytalnego jest tylko próbą maskowania problemów związanych z FUS i wypłatą emerytur. Te zmiany powinny być systemowe" - powiedziała minister.
Złożenie projektu ws. obniżenia wieku emerytalnego prezydent Andrzej Duda zapowiedział jeszcze w kampanii wyborczej - przypomniała Surówka-Pasek. Jak podkreśliła, prezydencki projekt likwiduje też emerytury częściowe, przywraca niższy wiek przechodzenia w stan spoczynku sędziów i prokuratorów oraz obniża wiek emerytalny dla rolników.
Surówka-Pasek mówiła też, przedstawiając projekt, że podwyższenie wieku emerytalnego nie było skonsultowane społecznie. Przypominała, że co prawda wydłuża się przeciętny wiek życia, ale nie jest to wiek życia w dobrym zdrowiu. W ślad za wydłużeniem okresu aktywności zawodowej nie poszły bowiem żadne zmiany poprawiające system opieki zdrowotnej, zwłaszcza nad pracownikami powyżej 60. roku życia.
Według niej nie ma też ofert pracy dla osób w wieku przedemerytalnym, a takie osoby są zwalniane - rośnie ich odsetek wśród bezrobotnych, przez co nie rosną też wpływy od tej grupy do FUS.
Nawiązując do odejścia od zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, powiedziała, że wcześniej - w 2010 r. Trybunał Konstytucyjny pozwalał na zróżnicowanie ze względu na płeć. TK wskazywał wtedy na inną rolę kobiety, która pełni w życiu rodzinnym i społecznym - przypominała. "Nie jest to również dyskryminacja wtedy, kiedy kobieta nie jest zmuszana do przechodzenia na emeryturę" - zaznaczyła. Przypomniała, że osiągniecie wieku emerytalnego nie zobowiązuje do przejścia na emeryturę, a jedynie umożliwia taką decyzję.