Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu.
Jezusa otaczał tłum tak różny, jak różni potrafią być ludzie. Faryzeusze i uczeni w Prawie słuchający podejrzliwie, czyhający na Jego błąd. Byli też licznie zgromadzeni, by słuchać nauki, otrzeć się o cudowność. Jedni bardziej, inni mniej przekonani. A sparaliżowany człowiek sam do Jezusa dotrzeć nie był w stanie. U niego była to niemożność fizyczna, a u wielu ludzi to jest niedołęstwo duchowe, przytłoczenie grzechem… Taka niepełnosprawność też potrzebuje pomocy dobrych ludzi, którzy wytrwale pokonają przeszkody, przebiją się przez tłum, znajdą sposób, żeby opuścić potrzebującego „w sam środek przed Jezusem”. Dzięki ich determinacji paralityk otrzymał drugie życie, mógł wstać i pójść do domu, wielbiąc Boga. A świadkom tego zdarzenia udzieliła się euforia, byli zdumieni i wielbili Boga. Dziś czytam ten fragment jako przywołanie mnie do porządku, przypomnienie, że jestem odpowiedzialna za tych, którzy sami przyjść do Jezusa nie potrafią, nie mogą. Nie mają dość siły.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska