Nic powiązane z radykalnym islamizmem

Jedną z większych osobliwości Zachodu jest istnienie tego, czego teoretycznie nie ma.

Roubaix to takie francuskie miasto przy granicy z Belgią. Niecałe 100 tys. mieszkańców, nic szczególnego. Ale w miniony wtorek doszło tam do wzięcia zakładników, a potem wymiany ognia. Jeden z napastników zginął. Bandyci nie byli islamistami, ale, jak podały agencje, ścigani przez policję, zabarykadowali się w dzielnicy miasta, która „jest powiązana z radykalnym islamizmem”.

No proszę! Oto przy okazji i jakby mimochodem dowiadujemy się, że we Francji jest coś, czego podobno nie ma – jakieś przeciętne miasto, które ma dzielnicę związaną z radykalnym islamizmem! Czyżby owo Roubaix w jakiś szczególny sposób przyciągało islamistów, że akurat tam jest taka dzielnica? Otóż nie – takie dzielnice we Francji są wszędzie, tylko że polityczna poprawność nie pozwala o tym mówić. I nie tylko we Francji są takie dzielnice. Po zamachach w Paryżu dowiedzieliśmy się, że w samym sercu Unii Europejskiej – w Brukseli – jest dzielnica Molenbeek, do której policja się nie zapuszcza. I że jest tam jakiś imam (jeden?), który w meczecie zagrzewa ludność do dżihadu.

Na razie władze krajów Zachodu wydają się nie wiedzieć, że – no, może poza Brukselą i, niech będzie, Roubaix – są jakieś problemy z nieintegrującą się (albo wręcz dezintegrującą się) ludnością muzułmańską. Społeczeństwa tych krajów też zdają się tego nie wiedzieć – publicznie wszystko jest w porządku, to tylko jednostki robią problemy, prywatni bandyci, a przecież bandytów mają wszyscy. I co z tego, że są islamscy terroryści, my mieliśmy chrześcijańskich krzyżowców (podobną sugestię wygłosił ktoś nawet w telewizji polskiej w dniu paryskich zamachów).

Jest taka zasada: Najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa. Ale to zasada chrześcijańska. Opanowane postchrześcijańską mentalnością władze Zachodu nie widzą powodu, żeby nie kłamać. Więc choć widzą fiasko nowego wspaniałego świata, w którym ludzie wszystkich kultur, ras i religii mieli zgodnie wznosić pieśń równości, wolności i braterstwa, puszczają tę pieśń z płyty. I wszyscy muszą jej w kółko słuchać, bo przecież niesłuszna rzeczywistość musi pasować do słusznych założeń.

Ale to w końcu pęknie, a prawda wyjdzie na jaw, bo zawsze wychodzi. Tylko że wtedy to nie będzie płynąca łagodnie rzeka prawdy, lecz kataklizm zrywający tamę. I może się okazać, że pacyfistyczne społeczeństwa, karmione przez lata lewackimi bajkami o naturalnej dobroci człowieka, w jednej chwili przeistoczą się w takich ksenofobów, jakich świat jeszcze nie widział. A może też być inaczej – bo rozmemłane zachodnie maminsynki z prezerwatywami mogą się okazać niezdolne już do niczego. I wtedy nie będzie już dzielnic muzułmańskich, będą dzielnice dogorywających, pogardzanych „krzyżowców”, którzy krzyża dawno się wyparli.

W takim razie co jeszcze można zrobić?

Cóż, ludzie nie zmieniają się na lepsze wskutek zmiany warunków życia i w wyniku kampanii społecznych na temat tolerancji. Człowieka naprawdę może zmienić tylko Jezus Chrystus. My, chrześcijanie, wiemy więc, co mamy robić. Zawsze to samo: przyjąć i głosić każdemu Ewangelię – obojętnie czy to laicki nihilista, czy islamista z nożem w zębach. Ale nie po to, żeby uratować Europę, lecz po to, żeby uratować ludzi. Bo chodzi o zbawienie. Po prostu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak