Jeden z kamikaze dzień przed zamachem na Facebooku: "Wy wszyscy z francuską flagą, symbolem zdrajców, zasługujecie na kule w łeb".
Śledztwo w sprawie największego od II wojny światowej zamachu we Francji, gdzie zginęło 129 osób, a ponad 350 jest wciąż w szpitalach, trwa. Pojawiają się nie tylko nowe ślady i szczegóły, ale jasne staje się, że Francja mogła zrobić dużo więcej, by udaremnić zamiary sprawców. Zapowiadali oni zamach na swoich profilach portali społecznościowych. Jeden z nich pracował jako kierowca autobusów w Paryżu - jego zachowania były bardzo podejrzane. Nic nie zrobiono.
Najpierw inny szczegół. Dzisiaj w centrum Paryża - dokładnie w 18. dzielnicy - znaleziono czarne clio. Samochód jest częściowo rozwalony, policja zebrała materiał z wnętrza. Wiadomo, że zamachowcy, którzy wysadzili się pod stadionem, użyli samochodu renault. To nim przedostali się z przedmieść Paryża w okolice Stade de France. Potem ktoś nim odjechał.
Policja wie też już, że wszyscy kamikaze wynajęli na przedmieściach pokoje - w dwóch różnych hostelach. "Byli bardzo uprzejmi, sympatyczni - mówi właścicielka jednego z nich przed kamerami Telewizji France 2 (jej twarz jest niewidoczna). "Wszyscy zapłacili za pokoje z góry. Dwóch z nich miało zostać do dzisiejszej nocy" - twierdzi.
Każda z kolejnych informacji niestety staje się źródłem strachu nad Sekwaną. Jak fakt, ustalony właśnie przez policję, że Samie Amimour, który wysadził się w powietrze w Bataclan 13 listopada, pracował przez 15 miesięcy, między 2011 a 2012 rokiem, jako kierowca autobusów miejskich linii RATP. "Był miłym człowiekiem, ale nasz niepokój wzbudzały niektóre jego zachowania. Nie podawał kobietom ręki na powitanie, odmawiał też prowadzenia autobusów, których kierowcami były przed nim kobiety" - relacjonuje dla France 24 Élisabeth Borne, jedna z przełożonych RATP. Jak twierdzi, ponad 20 pracownic zgłaszało jej, że niektórzy koledzy je dyskryminują oraz że zmuszają innych do lektury Koranu. I egzekwują dziwne zwyczaje, powołując się na islam. W tej sprawie wszczęto nawet śledztwo, ale nikt nie został ukarany. Dyrekcję RATP, a więc największych państwowych linii komunikacji miejskiej (zatrudnia około 17 tys. kierowców) w Paryżu niepokoi też rosnące wśród kierowców, szczególnie w ostatnich dniach, poczucie wspólnoty.
Francuskie media piszą dziś też o innym z kamikaze. Bilal Hadfi miał 20 lat. On też wysadził się przy stadionie. Został zwerbowany przez ISIS przed kilkoma laty. Na swoim profilu Facebooka - przyjął pseudonim "Billy Du Hood" - zamieszczał zdjęcia z bronią w ręku. Jedno z nich wykonano przed wejściem głównym na Stade de France. W poniedziałek, przed zamachem, jeden z przyjaciół Hadifa, który przebywał w Syrii, napisał mu na profilu posta pod jednym ze zdjęć: "Allah y rahmek (Niech Allah cię strzeże) bracie, nigdy cię nie zapomnimy, oby Allah otwarł ci bramy raju, insha'allah". Dzień przed zamachem kamikaze na Facebooku zostawił ostatni wpis: "Wy wszyscy z francuską flagą, symbolem zdrajców, zasługujecie na kule w łeb".
Ciekawy jest fakt, że po raz pierwszy AFP podaje oficjalnie przy okazji depeszy o kamikaze, że wśród samych Francuzów, na terytorium tylko Republiki, może być przynajmniej tysiąc osób zwerbowanych do szeregów ISIS (Państwa Islamskiego). "Są oni wyszkoleni po to, by walczyć z tymi, których nazywają innowiercami" - pisze agencja. Powołując się na komunikaty policji francuskiej i belgijskiej, agencja prasowa potwierdza niestety, że zagrożenie kolejnym atakiem wciąż jest duże, a przebywający na wolności 26-letni Belg Salah Abdeslam, brat jednego z zamachowców z Paryża, jest silnie uzbrojony. Dziś uzbrojeni antyterroryści przeszukiwali mieszkania i miejsca w belgijskiej dzielnicy miasta Mollenbec. Sensację wzbudziła akcja w centrum Brukseli. W barze, gdzie często przebywał podejrzany, aresztowano na oczach ludzi kilka osób.
Joanna Bątkiewicz-Brożek