Końca historii jeszcze nie było, jak twierdził Fukuyama. Birma przez lata była dowodem na to, że historia może raczej stanąć w miejscu. Dziś jest szansa, że historia dla tego kraju zaczyna się na nowo.
Wchwili pisania tego tekstu nie znamy jeszcze oficjalnych wyników wyborów w Birmie. Jednak dane z prawie 70 proc. komisji świadczą o miażdżącym zwycięstwie opozycji pod wodzą znanej na całym świecie noblistki Aung San Suu Kyi. Nie to jednak świadczy o przełomie. Bo częściowo wolne wybory i podobne zwycięstwo miało miejsce już w 1990 roku. Wtedy jednak rządząca Birmą od pół wieku junta wojskowa nie uznała wyników wyborów. Dziś po raz pierwszy dała sygnał, że jest gotowa przyjąć werdykt wyborców. Oczywiście zachowując znaczące wpływy (na przykład resorty siłowe) oraz zagwarantowane wcześniej 25 proc. miejsc w parlamencie (sytuacja podobna do polskich wyborów z 1989 r.). Coś się jednak bezpowrotnie kończy i coś nowego zaczyna w tym kraju. Historia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina