Wystąpienie prezydenta brzmiało jak wezwanie do wojny.
Francuski prezydent po raz drugi od wczorajszych zamachów wystąpił przed kamerami telewizji. Po kilkugodzinnym spotkaniu z premierem i rządem wezwał Francję do mobilizacji.
Jego krótkie, bo dwuminutowe wystąpienie transmitowała na żywo telewizja. Brzmiało jak wezwanie do wojny.
"Dżihadyści zaatakowali naszą wolność!" - mówił chłodnym głosem prezydent. "Francja będzie bezlitosna wobec aktów barbarzyńców. Na wszystkich terytoriach, ale i tam gdzie jesteśmy z wojskiem. Nie ma litości! Jest zimna krew". Dodał też: "Francja jest silna, solidna i zmobilizowana przeciw barbarzyńcom. Drodzy rodacy, będziemy bronić ojczyzny i wartości całej ludzkości. Niech żyje Republika i Francja!" Prezydent zapowiedział, że żałoba narodowa potrwa trzy dni. Stan wyjątkowy jednak może potrwać nawet 12 dni. Potem, jeśli prezydent nie odwoła stanu wyjątkowego, potrzebna będzie decyzja Zgromadzenia Narodowego.
197 to numer alarmowy jaki podaje telewizja dla osób, które zauważą na ulicach Paryża cokolwiek niepokojącego. Jak na razie wojsko stoi prawie wszędzie. Policja jest rozstawiona niemal na każdym rogi, wszystkie place są zamknięte, podobnie jak lotniska. Nikt nie może wjechać i wyjechać z Francji. W Paryżu nie jeździ komunikacja miejska.
Co ciekawe, jednak w komentarzach szczególnie polityków lewicy, ale i dziennikarzy i socjologów nie pojawia się określenie islamiści. Mówi się tu o zamachu terrorystycznym. Tylko prawica używa określeń "islamiści" w stosunku do zamachowców. Nicola Sarkozy, były prezydent Francji, Francois Fillion i Alain Juppe, byli premierzy nie oszczędzają słów. Lewica mówi o "terrorystach". Dobrze, że schemat ten łamie mimo wszystko prezydent Hollande.
"Nie miejmy złudzeń - ci, którzy strzelali wczoraj w Paryżu, to dzieci Francji. To chłopcy, których wychowaliśmy, którzy tutaj się urodzili" - mówił jeden z socjologów we France 24.
Pojawiają się też i takie komentarze:
"Ale wstyd! Kiedy Valls i Hollande przez ostatnie miesiące walczyli z Frontem Narodowym, islamiści szykowali nam rzeź". - pisze jeden z polityków na Twitterze. Faktem jest, że przez ostatni czas, od kiedy Marine Le Pen krytykowała ostro otwarcie Francji na islam i uchodźców, rząd próbował ją dyskredytować.
Tymczasem z Francją solidaryzuje się cały świat. Waszyngton, Toronto, Rio de Janeiro - we wszystkich stolicach na głównych budynkach wyświetlają się kolory Francji. Nawet na figurze Chrystusa na Górze cukru nad Capocabana.
Papież Franciszek wezwał też Francje do "zdecydowanej reakcji wobec rozszalałej nienawiści". Oszczędna w słowach i powściągliwa jest natomiast kanclerz Niemiec, Angela Merkel - deklaruje jedynie solidarność z Francją.
Joanna Bątkiewicz-Brożek