Nowy numer 13/2024 Archiwum

On objawia mi się w małych cudach

Mówi się, że Bóg działa zawsze i obdarza nas łaską cudów, które nieraz są wielkie, a innym razem małe. Mimo, iż mam tę świadomość, to jednak często oczekiwałem od Jezusa takich spektakularnych cudów, które wręcz wybuchają jak noworoczne fajerwerki. Uważałem, że On dopiero wówczas działa i tylko wtedy doświadczam Jego łaski. A jednak całkiem niedawno dostałem dar poznania, że tak nie jest. On objawia mi się w małych cudach, takich niepozornych i prawie niedostrzegalnych.

Pod koniec września nastrój mój był bardzo niedobry. Byłem przygnębiony i wydawało mi się, że nie zasługuję na miłość Bożą. W pracy nerwówka, a w domu ciągłe niedomówienia. I wtedy nadszedł październik. Postanowiliśmy z żoną i dziećmi, że będziemy chodzić na różaniec. I tu pierwszy cud. Wytrwaliśmy i dzień w dzień, mimo zmęczenia ( bo to po pracy, bo dzieci ze szkoły i przedszkola trzeba odebrać, pomóc w odrabianiu lekcji itd.), chodziliśmy, a właściwie jeździliśmy (notabene to też cud, że mamy samochód) do kościoła, aby wspólnie odmawiać kolejne tajemnice.

Modlitwa różańcowa uwolniła mnie od jesiennego marazmu i nagle zacząłem dostrzegać drobne cuda, jakimi obdarza mnie Bóg każdego dnia. Moje córki zaczęły się zgłaszać do mikrofonu celem powiedzenia „Zdrowaś Maryjo…” w trakcie nabożeństwa. Wcześniej wręcz uciekały od publicznych wystąpień. Najmłodsza dwulatka tak kipiała radością, że serce aż rosło, a łzy szczęścia cisnęły się do oczu. Mimo, iż jeszcze niezbyt dobrze mówi, to wręcz wyrywała się do wypowiadania modlitwy i na swój sposób, ale wytrwale, odmawiała pozdrowienie anielskie.

Nasz najstarszy syn zaskoczył nas, z własnej woli sprzątając dokładnie całe mieszkanie, a nie robi tego, chyba, że pod przymusem. Było to tak, że rano wyszliśmy z domu, zostawiając bałagan. Po powrocie zastanawiałem się, co tu tak czysto. Może jakieś krasnoludki? I nagle mnie olśniło, przecież to nasz pierworodny.

Przez cały miesiąc nie pokłóciłem się z żoną, a przynajmniej nie pamiętam tego. Bardzo mnie wspierała, a ja nie byłem dla niej opryskliwy, a zdarzało mi się często przenosić problemy z pracy na nią. Teraz tego nie robię. Zaczęły mi smakować jej obiady i jestem wdzięczny za to, że mi je gotuje. Wcześniej, jeżdżąc samochodem, czyniłem w myślach uwagi kierowcom czy pieszym, nie przebierając w słowach. Właśnie zdałem sobie sprawę, że z tym skończyłem. W pracy miałem problem ze zbyt częstym używaniem „łaciny”, nagle nie mam z tym problemu i zdarzy mi się co prawda zakląć, ale jest to niezmiernie rzadko.

Koledzy nabijają się z mojej wiary i poglądów. Wcześniej mocno się przejmowałem i dręczyłem tym. Teraz przyjmuję to z uśmiechem i mam wielki spokój w sercu (a muszę przyznać, że po ostatnich wyborach parlamentarnych ataki się nasiliły). Pokłóciłem się mocno z kolegą, a już następnego dnia go przeprosiłem.

Pod koniec października nasiliły się moje obawy co do Halloween. Świadomość, że znów jakimś dzieciakom łażącym po klatkach w trupich czachach coś nieprzyjemnego powiem, spędzała mi sen z oczu. W sobotę 31 października problem rozwiązał Bóg, całkowicie „przypadkowo” wysyłając nas na bal świętych. Tak cudownie i spontanicznie nie bawiliśmy się już dawno. A  dwójka naszych dzieci (mimo, iż nie były przebrane za świętych) zdobyły nagrody za drugie i trzecie miejsce w konkursie na króla i królową balu. Oczywiście, pomogliśmy im, bo rodzinnie na nie głosowaliśmy, a że jest nas siedmioro w rodzinie, to sami wiecie...

Minął październik. Jest listopad, a cuda nie ustają. Co roku przez pierwsze osiem dni tego miesiąca chodzimy do kościoła. Nasz drugi syn chce chodzić z nami. Wcześniej nawet w niedzielę ciężko go było wyciągnąć. Do modlitwy rodzinnej włączyliśmy różaniec. Obawiałem się, że może być przydługo, ale gdzie tam! Wszyscy ochoczo i z radością biegną po swoje paciorki i wręcz pchają się do mówienia zdrowasiek.

Cuda są i nie ustają. Grunt je tylko dostrzegać i za nie dziękować.

Panie Jezu, dziękuję ci za wstawiennictwo Twojej Matki Maryi i wszystkich świętych w niebie. Dziękuję Ci za każdy cud, jaki mnie od Ciebie spotyka. Dziękuję Ci za miłość, jaką mi dajesz. Dziękuję Ci za każdy dzień, który coraz bardziej zbliża mnie do Ciebie. Dziękuję Ci, że swoją łaską umacniasz mnie w tych trudach ziemskiego pielgrzymowania. Coraz bardziej tęsknię za dniem, w którym będę mógł być u Ciebie, bo skoro już tu na ziemi obdarzasz mnie tak wielką miłością, to co dopiero musi być w niebie.

Marcin

« 1 »
TAGI:

Zapisane na później

Pobieranie listy