Najpierw PiS miało być złe, bo „obiecują, a nie zrobią”. Teraz jest złe, bo zamierza zrobić to, co obiecało.
04.11.2015 11:50 GOSC.PL
Władza PO zamyka interes, robi „porządek” w dokumentach, ale propagandowa orkiestra wciąż gra. Tylko dźwięki trochę inne. Bo przed wyborami był krzyk, że PiS nie zrealizuje obietnic, że z tymi emeryturami to było tylko takie gadanie, że te 500 zł na dziecko to rzecz niemożliwa i PiS o tym wie, bo nie potrafi wskazać, skąd wziąć te pieniądze. Gdy teraz, po wyborach, dyrygenci orkiestry zorientowali się, że PiS obietnice zamierza zrealizować, i w dodatku wskazał źródła finansowania, uderzyli w odmienne tony. Teraz słyszymy, że Polski na to nie stać, że to zahamuje rozwój, że będą wyższe ceny itede.
No to zdecydujcie się, państwo dyrygenci i cała orkiestro – o co wam chodzi? Najpierw PiS miało być złe, bo „obiecują, a nie zrobią”. Teraz jest złe, bo najwyraźniej zamierza zrobić to, co obiecało.
Z pewnością ustępująca władza zna się na fałszywych obietnicach. Sama przecież naskładała takich co niemiara – a wśród nich tę najświętszą i najczęściej uroczyście narodowi powtarzaną: że już nigdy nie dopuści PiS do władzy. Ale tu najwyraźniej nie idzie o fałszywe obietnice. Jeśli więc stara władza krytykuje przyszłą władzę za to, że ta zamierza zrealizować obietnice, to działa w obszarze sobie słabo znanym. I głupio to wszystko wychodzi, zwłaszcza te jeremiady o tym, że Polski na coś nie stać po ośmiu latach tak wspaniałych rządów. No bo skoro nas nie stać, to czemu ten rząd, i to na sam koniec, wyrzuca lekką ręką grube miliony na refundowanie in vitro do 2019 roku?
Cóż – ta sprawa to jeden z wielu przykładów platformerskiej mentalności, polegającej na robieniu złych rzeczy przy jednoczesnym moralizowaniu, nawiązującym do wartości chrześcijańskich. Tą mentalnością popisał się minister Zembala, gdy po podpisaniu decyzji o finansowaniu „leczenia niepłodności”, powołał się w TVP Info na swego przyjaciela dominikanina, który mu powiedział, że ma „prawo wybierać mniejsze zło”.
Ta sprawa kolejny raz pokazuje, że na wszystko znajdzie się jakiś duchowny. Ale przecież minister dokładnie znał naukę Kościoła w tej kwestii, więc po co w ogóle pytał zakonnika o „mniejsze zło”? A nie można było po prostu wybrać dobra? Można było zresztą nic nie wybierać. Przecież za parę dni będzie nowy minister i to on się będzie martwił o takie kwestie. Nie można było już tego odpuścić? To trzeba było robić dywersję nowym władzom? Koniecznie trzeba było iść w „dylematy moralne” i potem prawić farmazony o „mniejszym złu” niczym Jaruzelski na otwarciu stanu wojennego?
To jest nie tylko skandal, że PO na sam koniec wyciąga z mojej kieszeni pieniądze na krzywdzenie ludzi (bo krzywdą jest choćby trzymanie ludzi w lodówkach – ale tam jest wiele krzywd), ale to przede wszystkim zgorszenie. Bo oto znów mamy katolika, który – powołując się na swój katolicyzm – ułatwia wielu ludziom grzeszenie.
Franciszek Kucharczak