To historia przyjścia na świat naszej córeczki Różyczki, która urodziła się 18 października 2012 r. z licznymi wadami wrodzonymi, które nie pozwoliły jej na dłuższe życie poza łonem swojej mamy.
Różyczka była trzecią naszą córką, która urodziła się prawie 4 lata po swoich siostrach, bliźniaczkach: Kasi i Gosi.
Nasza radość o ciąży szybko została przerwana przez informację od lekarza, że podejrzewa przepuklinę przeponową u dziecka. Doktor zlecił nam jeszcze specjalistyczne badanie, które miało zweryfikować jego diagnozę. Zgłosiliśmy się na dodatkowe badanie USG pełni nadziei, że wskazana choroba u naszego dziecka będzie tylko podejrzeniem i wszystko dobrze się skończy. Niestety, diagnoza została potwierdzona. Lekarz wykonujący badanie stwierdził, że występuje przepuklina przeponowa, która polega na przedostawaniu się narządów jamy brzusznej do klatki piersiowej przez otwór w przeponie. Przedostające się narządy naciskają na płuca i serce, zaburzając ich prawidłowy rozwój.
Gdy usłyszeliśmy tą dramatyczną dla nas wiadomość, zostaliśmy przez ginekologa, który wykonywał badanie, obdarowani taką oto radą, że możemy jeszcze - zgodnie z prawem - dokonać aborcji ze względu na wady wrodzone dziecka, tylko musimy się śpieszyć, ponieważ został tylko tydzień, w którym legalnie będziemy mogli pozbyć się naszego dziecka. Postawa tego lekarza całkiem nas już dobiła. W tej trudnej chwili najlepsze byłoby dla nas dobre słowo oraz informacja, jak możemy się przygotować na narodziny naszej córki, a nie „życzliwość”, która podsuwała nam pomysł, żebyśmy szybko zabili nasze dziecko i będzie po problemie.
Gdy minął pierwszy szok, zaczęliśmy szukać lekarzy, którzy pomogliby nam zawalczyć o nasze dziecko, a nie proponowali aborcji jako najlepszego rozwiązania. Spotkaliśmy się z prof. Edwardem Malcem, który - jako prawdziwy lekarz - szukał rozwiązania, które mogłoby uratować dziecko. Dodał nam przy tym otuchy i przywrócił wiarę w lekarzy. Ze względu na bardzo skomplikowane wady naszej córeczki dostaliśmy kontakt do pani prof. Joanny Dangel, która jest wybitną specjalistką w diagnostyce perinatalnej. Po wnikliwym badaniu USG przeprowadzonym przez prof. Dangel w jej gabinecie w Warszawie potwierdziły się wcześniejsze przypuszczenia, dotyczące wad rozwojowych naszej córeczki. Zostaliśmy jednak potraktowani z bardzo dużą troską i zrozumieniem. Spokojnie wytłumaczono nam, jak możemy się przygotować na narodziny dziecka i co się będzie działo potem.
Dzięki wstawiennictwu prof. Dangel mieliśmy bardzo dobrą opiekę w szpitalu Ujastek w Krakowie, także dzięki dr Beacie Radzymińskiej-Chruściel, która zorganizowała dla nas konsylium lekarskie, podczas którego przedstawiono nam etapy opieki paliatywnej nad naszą nienarodzoną córeczką Różyczką.
Poród planowany był na 20 grudnia 2012 r., lecz sprawy potoczyły się znacznie szybciej. Z powodu dużego krwawienia z przypuszczeniem odklejania się łożyska żona w nocy z 17/18 października 2012 r. została poddana (jak się później okazało, słusznie) zabiegowi cesarskiego cięcia. Urodziła piękną dziewczynkę, którą pielęgniarka ochrzciła imionami Róża Maria. Córeczka została inkubowana przez neonatologów, po czym pozwolono mi być przy jej inkubatorze.
Nasza córeczka żyła niecałe cztery godziny, ale prawie cały ten czas mogłem być przy niej – były to dla mnie jedne z najtrudniejszych, ale zarazem najpiękniejszych chwil w życiu. Gdy trzymałem na rękach Różyczkę, czułem jakbym trzymał w ręku czystą bezinteresowną miłość. To wydarzenie zmieniło moje życie na zawsze.
Dzięki przychylności personelu szpitala moja żona, mimo dużego osłabienia, wynikającego z operacji, mogła zobaczyć i być przez chwilę ze swoją córeczką, którą nosiła wcześniej pod sercem. Mogła w spokoju ją przytulić i przez łzy się z nią pożegnać.
Pomimo, że nasza córka umarła, to czujemy, że cały czas jest z nami i dzięki niej zmieniamy się na lepsze. Przez jej śmierć nasze życie stało się bardziej prawdziwe i nabrało głębokiego sensu, ponieważ skoro jest śmierć, to musi być też życie, ale takie prawdziwe, oraz Niebo, w którym nasza córeczka na nas czeka i przyjdzie czas, że będziemy razem.
Od śmierci Różyczki minęły już 3 lata, a nam niedawno urodziła się czwarta córka Rita Anna, która cieszy teraz całą rodzinę. Patrząc na jedyne zdjęcie Różyczki, które mamy, stwierdziliśmy, że siostry są do siebie bardzo podobne. Myślę, że gdyby Różyczka się nie urodziła, to nasza rodzina pewnie zamknęłaby się ze strachu na nowe życie. Na szczęście jednak tak się nie stało i Rita może cieszyć się światem, a my możemy cieszyć się nią.
Na koniec chcieliśmy podziękować wszystkim, którzy byli, wspierali i pomagali nam w tych trudnych chwilach.
Dzięki naszym bliskim i wszystkim życzliwym lekarzom oraz personelowi medycznemu doświadczaliśmy i głęboko zrozumieliśmy, iż każde życie ma sens i póki można, należy je ratować, a nawet gdy nic już nie da się zrobić – tak jak w naszym przypadku, można przygotować się na godne pożegnanie.
Dzięki Różyczce zrozumieliśmy, że śmierć jest częścią życia, które tak naprawdę jest darem od Boga dla każdego z nas i nie możemy go zmarnować.
Tomasz Stachura