Partia KORWiN otarła się o Sejm. Jej liderowi musi być strasznie przykro, ale sam jest sobie winien.
27.10.2015 13:43 GOSC.PL
Gdy ogłoszono pierwsze, wstępne wyniki wyborów (exit poll) przedstawiciele trzech komitetów przeżywali stan przedzawałowy: chodzi o Zjednoczoną Lewicę (6,6 proc.), PSL (5,2 proc.) i partię KORWiN (4,9 proc.). Wszystkie trzy balansowały na granicy progu wyborczego. O ile wynik lewicy był stosunkowo niski i szanse na korektę o 1,5 proc. minimalne, o tyle losy ludowców i korwinistów ważyły się do samego końca. Ostatecznie mandaty sejmowe zdobyli z tej trójki tylko kandydaci PSL.
Z jednej strony trochę Korwina i spółki żal. Przy wszystkich zastrzeżeniach do sposobu uprawiania polityki przez pana z muszką uważam, że w parlamencie potrzebny jest głos, który w pewnym momencie rzuci światło na absurdy rozbuchanej biurokracji i system fiskalny zmierzający w stronę opodatkowania powietrza, nie oferujący obywatelom niczego w zamian.
Tyle tylko, że Janusz Korwin-Mikke sam jest sobie winien sytuacji, w której jego ugrupowanie nie dostało się (po raz kolejny) do Sejmu. Dlaczego? Pamiętacie historię jego sporu z Pawłem Kukizem w przeddzień wyborów prezydenckich? Ich umowę, zgodnie z którą ten, który będzie miał przed wyborami słabsze poparcie, przekaże swoje głosy drugiemu? Panowie się z tej umowy nie wywiązali. I tutaj należy szukać przyczyn październikowej porażki korwinistów.
Jasne, że współpraca tych dwóch panów wymagałaby od każdego z nich rezygnacji z niektórych postulatów, lub przynajmniej ich realizacji w ograniczonej formie. Ale było coś, co łączy Kukiza i Korwin-Mikkego bardziej niż konkretne rozwiązania na poszczególne problemy. Dla wielu wyborców obaj są uosobieniem nowego, nieobecnego dotąd w polskim Sejmie spojrzenia na politykę. Zerwania z obracającą się od 25 lat w kółko karuzelą tych samych twarzy. Gdyby poszli do wyborów parlamentarnych razem, myślę, że mogliby liczyć na wynik co najmniej kilkunastuprocentowy, a może i w granicach 20 proc. Sytuacja, w której startowali osobno, dała wielu wyborcom prosty komunikat: "KORWiN balansuje na granicy progu, więc w razie jego nieprzekroczenia głos będzie zmarnowany. Jeśli chcesz odstawić PO od władzy, bezpieczniej zagłosować na jakiegoś pewniaka". Znam co najmniej kilka osób, które idąc takim tokiem rozumowania, wybrali PiS lub Kukiza.
Paradoksalnie partia KORWiN nie przegrała z progiem wyborczym. Przegrała z decyzją swojego lidera.
Wojciech Teister