To nie był synod o Komunii św. dla rozwiedzionych, choć ta kwestia go zdominowała. Końcowa relacja ukazała nauczanie Kościoła o małżeństwie i rodzinie jako odpowiedź na dzisiejsze kryzysy. Prawda i miłosierdzie muszą iść w parze.
To były trzy tygodnie ogromnej pracy biskupów, audytorów, osób z obsługi (sesje plenarne trwały łącznie 54 godziny, a praca w grupach językowych – 36 godzin). Owszem, były napięcia, niepokój, troska. Było też doświadczenie wzajemnego słuchania, poszerzania horyzontów, uczenia się od innych, wspólnego wsłuchiwania się w głos Boga. Słowem – doświadczenie „wspólnej drogi”. Synod to dosłownie „wspólna droga”, „synodalność” – stan Kościoła, jego istotna cecha. To mocno akcentował papież w przemówieniu z okazji 50-lecia ustanowienia instytucji synodu biskupów. I widać było, że jest to ważny element jego wizji Kościoła XXI wieku. To było pozytywne doświadczenie, na co często zwracali uwagę ojcowie synodalni. Ale z każdym dniem synodu narastały także pytania o to, w którą stronę podąża nie tylko synod, ale i sam Kościół. Papież Franciszek w przemówieniu zamykającym obrady wyznał: „Uczestnicząc w pracach, zadawałem sobie pytanie: co będzie znaczyło dla Kościoła zamknięcie tego synodu poświęconego rodzinie?”. To pytanie będzie powracało w najbliższych tygodniach, miesiącach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz