Nadchodzi wyborcza apokalipsa

Jeśli władza straci władzę, straszeni od lat Polacy przekonają się, że nic strasznego się nie stało. I to dla władzy będzie straszne.

W nadchodzących wyborach musi być coś niezwykłego, bo na salonach, w dyspozycyjnych redakcjach i studiach zapanowała przedwyborcza nerwowość, jakiej nie zwykliśmy obserwować chyba nigdy. Atmosfera końca czasów, mrok spowija ziemię, nadchodzi noc, czarna noc z dziobem kaczora. Pani premier boi się państwa wyznaniowego, pani marszałek boi się totalitaryzmu. Córka pani premier chce wyjechać z kraju.

Zaczęło się to już w kampanii prezydenckiej, a wyraziło się w apelu Adama Michnika o treści „Nie oddajmy Polski gówniarzom”. W ostatnią sobotę pojawiła się druga wersja tego apelu. „Nie mogą nam zabrać kraju” – zapowiedział znów Michnik, tym razem ustami Tomasza Lisa, który spojrzał na lud z pierwszej strony „Wyborczej”. Sam Michnik też spojrzał z tej samej strony, ale z narożnika. No i teraz wreszcie wiadomo, o co chodzi. Nie możemy zabrać kraju, bo on należy do nich – do Michnika, Lisa i reszty.

To niezwykle symboliczne. Najwyraźniej „oni” naprawdę wyobrażają sobie, że mają wyłączność na „ten kraj” i, jak się zdaje, naprawdę uwierzyli, że bez ich światłego przywództwa Polska stoczy się w otchłań wstecznictwa, ksenofobii i religijnego fanatyzmu. W dodatku oni myślą (co wynika z tekstu w GW), że nawet jeśli polegną w wyborach, to dość szybko odzyskają stan posiadania.

Ta nadzieja nie jest bezzasadna, bo „oni” mają główne media – i będą je mieć jeszcze długo. A media potrafią naprawdę wiele. To z medialnej histerii wzięła się histeria społeczna, która przez lata kazała Kowalskiemu powtarzać zbielałymi wargami: „Oni przyjdą do mnie o czwartej rano i zrobią mi w domu jesień średniowiecza”. Ta histeria do dziś jeszcze tumani i przestrasza, choć wystraszonych mocno już ubyło.

Oczywiście wszystko jest jeszcze możliwe – nawet dalsze rządy PO wespół z koalicjantami z lewa i z Petru. Ale jest też bardzo możliwe że PO przestanie rządzić.

I tej ewentualności tak bardzo obawia się Salon – bo gdyby tak się stało, wówczas ci straszeni od lat Polacy przekonają się, że… no właśnie nic strasznego się nie stało. Zauważą rzecz niesłychaną, że gdy nie rządzi PO, to słońce… nadal świeci! I deszcz pada, a ludzie chodzą i chodzą (a nie siedzą), a auta jeżdżą i jeżdżą – i nie są to transportery opancerzone. Będzie jednak, owszem, realna zmiana: skończy się polityka robienia z Polaków pariasów Europy, którzy muszą dopasowywać się do najbardziej chorych pomysłów postchrześcijańskiego świata. Inżynierowie społeczni będą musieli pożegnać się z tworzonymi przez lata projektami zbudowania ogłupionego genderami społeczeństwa. Zwykli ludzie zaś będą mogli odkryć, że bez rejestracji związków partnerskich państwo może funkcjonować, a banany można dzieciom dawać wyłącznie do jedzenia, nigdy zaś do instruowania, jak się zakłada prezerwatywę.

Ta nowa sytuacja – jeśli nastąpi – będzie o tyle trudniejsza do zohydzenia, że byłoby to zohydzanie wtórne. Demony z drugiego straszenia kiepsko straszą i mogą nawet zacząć śmieszyć. Tym bardziej, że pokolenie macherów od politycznego słuszniactwa nie ogarnia internetu, i wszystkie sprawdzone metody urabiania ludzi biorą w łeb. I gdy cała sieć tarza się i kwiczy, ludzie Salonu potrafią dawać odpór tylko apelami podpisywanymi przez „autorytety”.

W wyborach prezydenckich ujawniły się efekty zmiany pokoleniowej. W obieg wyborczy weszli ludzie, którzy po prostu nie wiedzieli, że środowisko Michnika i Lisa wolno tylko słuchać, czcić i oklaskiwać, i że nie ma innej opcji. Tak więc „gówniarze” w połączeniu z „ciemnogrodem” i „młodymi gnojami” (to o obecnie już średnim pokoleniu konserwatystów), mogą trwale odebrać Polskę ich obecnym właścicielom.

Jeśli to się stanie, nadchodzące wybory będą jednym z najważniejszych wydarzeń III RP.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak