Debata premier z wiceszefową PiS niewiele zmieniła. I to jest zła wiadomość dla władzy.
19.10.2015 21:51 GOSC.PL
To nie było coś porównywalnego z debatą prezydencką. Debata Kopacz – Szydło była przewidywalna i też przebiegła zgodnie z przewidywaniami. Nie było tych emocji co w starciu Komorowski – Duda, bo i stawka nie ta. Wiadomo – w końcu idą wybory do parlamentu, więc debata była raczej czymś w rodzaju starcia harcowników niż walną bitwą. Ale i sytuacja startowa rywalek była odmienna niż kandydatów w debacie prezydenckiej. Beata Szydło nie musiała niczego bronić i z niczego się tłumaczyć – to Ewa Kopacz reprezentowała tych, którzy rządzili 8 lat i teraz odpowiadają za efekty.
Ponadto różnica w temperamencie obu pań od początku dawała przewagę wiceszefowej PiS i tę przewagę Beata Szydło wykorzystała. Choć Ewa Kopacz próbowała panować nad swoją emocjonalnością, dawała o sobie znać jej nerwowość. Kilkakrotnie próbowała wchodzić w słowo Beacie Szydło, czego ta nie zrobiła pod adresem premier ani razu. Niewymuszony uśmiech działaczki PiS, jej opanowanie, spokojne odpowiedzi na zaczepki w rodzaju „źle panią przygotowano” zupełnie nie pasowały do wizerunku kogoś, kim dałoby się straszyć Polaków. Mimo tego jednak premier Kopacz próbowała ten wizerunek wykreować. „PiS chce zrobić republikę wyznaniową” – oznajmiła w pewnym momencie, argumentując to projektem „konstytucji PiS”, w którym znalazła potwierdzający – jej zdaniem – taką tezę zapis.
W tym kontekście niemal groteskowo zabrzmiało kończące debatę ostatnie zdanie Ewy Kopacz: „My jesteśmy jedyną partią, która może zatrzymać tych ludzi, którzy idą po władzę”. Mówiąc to, premier wskazywała na Beatę Szydło, która w żadnej mierze nie pasowała do roli kogoś, przed kim Platforma musiałaby Polskę ratować.
Widać z tego, że Platforma Obywatelska naprawdę nie ma żadnego atutu wyborczego poza ogranym komunikatem: „Jesteśmy lepsi, bo PiS jest potworne”. Jeśli to przestaje na społeczeństwo działać, to debata z pewnością tego trendu nie odmieniła.
Franciszek Kucharczak