Obserwując synodalne przeciąganie liny trochę wpadam w panikę. I to nawet nie z powodu przedmiotów sporu.
14.10.2015 12:40 GOSC.PL
Widać, że dyskusja wśród biskupów nabiera coraz większej temperatury. Czuję się faktycznie niepewnie, kiedy czytam, że część biskupów chciałaby autonomicznie podejmować pewne istotne decyzje i rozstrzygać o praktyce duszpasterskiej w swoich diecezjach tak, by różniła się od tej przyjętej w pozostałej części Kościoła.
Odrobinę też zastanawia mnie, gdy ktoś zupełnie poważnie mówi o tym, że można by prawo moralne stopniować w zależności od sytuacji tego czy innego człowieka.
Płynie mnóstwo informacji z synodu, które brzmią raz sensacyjnie, raz zaskakująco. Jednak póki co opieramy się tylko na relacjach z drugiej ręki, podkręconych i podanych tak, by wzbudzały jak największe emocje.
Cały ten medialny szum potęguje wrażenie, że na naszych oczach jakieś tam watykańskie partie kręcą własne lody i próbują przeforsować swoje prywatne interesy.
Niby można tak na to patrzeć. Ale ja mam z tym pewien bardzo poważny problem.
Nie tak znowu dawno (przed Triduum Paschalnym) m.in. nasza redakcja została zaproszona na dzień skupienia dla dziennikarzy. Przypomniała mi się konferencja, którą tam głosił dogmatyk ks. Grzegorz Strzelczyk. Mówił wtedy o synodalności jako ustroju w Kościele. Konferencja do odsłuchania w całości na jego prywatnej stronie. Polecam.
Wyjaśniał, że odmawiając Credo, wyznajemy m.in. wiarę w Jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. Ta wiara wyrażać się powinna m.in. takim przekonaniem, że Kościół to nie jest jakaś tam pierwsza lepsza zbieranina przypadkowych osób, tylko wspólnota, która gromadzi się, by prosić Ducha Świętego o wsparcie i ujawnienie jej swoich planów co do jej kształtu.
Zasadniczo ostateczną decyzję podejmuje w Kościele papież lub w diecezji biskup, ale żeby całe rozpoznanie nie było oparte na jednym człowieku, w ważnych momentach i przy ważnych decyzjach zbiera się synod, by we wspólnocie szukać dróg wskazywanych przez Ducha. A Duch – jak mówił ks. Strzelczyk – może przemówić przez każdego. Jedno jest raczej pewne, że Kościoła nie spisze na straty.
I nie wynika to raczej z mojej naiwnej wiary w to, że na synodzie tylko i wyłącznie krystalicznie czyste intencje się objawiają. Wynika to z zaufania obietnicy Jezusa, który stwierdził, że Kościoła bramy piekielne nie przemogą.
Mam taką obawę, że jeśli ktoś raz jest gotowy wyznawać swoją wiarę, a za chwilę z pełnym przekonaniem stwierdza, że Kościół pędzi ku zagładzie, zapomniany przez Boga, a sterowany wyłącznie przez przeżartych rządzą panowania nad światem cyników, w którymś momencie błądzi.
Coraz częściej słychać z Watykanu, że być może po tym synodzie nie będzie dokumentu, który go podsumuje. I może dobrze. Może to właśnie objaw działania Ducha Świętego, który wie, że póki co nie bardzo udało się ojcom usłyszeć to, co do nich mówi.
Jan Drzymała