Nierozerwalność czy niedojrzałość. Jaki problem?

Jeżeli ktoś zgubił los na loterii, to nie będzie rozpaczał, dopóki się nie zorientuje, że ten los gwarantował mu dziesięciomilionową wygraną.

Wrze niemal od dyskusji i głosów w sprawie Komunii dla rozwiedzionych, którzy wstąpili w powtórne związki. To temat, który zmonopolizował rynek debat o toczącym się w Watykanie synodzie biskupów o rodzinie. Ciekawe spostrzeżenie podsuwa abp Henryk Hoser, który jest jednym z trzech polskich biskupów uczestniczących w obradach.

Zwraca on uwagę, że ten temat głównie absorbuje uczestników synodu z Europy Zachodniej. Biskupi z Azji czy Afryki tymczasem protestują, gdyż są przekonani, że jest to problem zwłaszcza sytego społeczeństwa europejskiego. Co gorsze, problemy tego społeczeństwa zawłaszczają debatę o Kościele. A Kościół to więcej niż Europa.

Wiadomo, że bliższa ciału koszula, ale może faktycznie warto spojrzeć dalej, bo być może biskupi z Afryki i Azji mają dobrą intuicję. Być może zamiast skupiać się na szczegółach, trzeba podjąć refleksję nie tyle ogólną, co raczej podstawową.

Jeśli mówimy o nierozerwalności małżeństwa, to najpierw trzeba się zastanowić, ile osób w społeczeństwie, które żywo o temacie dyskutuje, tak naprawdę wie, o czym mówi i po co. Receptą bowiem na problem rozwodów nie jest dopuszczenie lub niedopuszczenie do sakramentów osób żyjących w powtórnych związkach.

Receptą jest stała, regularna i inspirująca formacja na temat małżeństwa, ale nie tylko. Konieczne wydaje się wzmocnienie przekazu, że chrześcijaństwo to więcej niż system praw i obowiązków. To zdecydowanie więcej niż handelek - niebo za dobre sprawowanie, a za nieposłuszeństwo - kara, wieczny ogień i generalnie masakra.

Zatem ważniejsze byłoby wzbudzenie świadomości, jak wielką tragedią dla człowieka jest dobrowolne zerwanie więzi z Bogiem, a tym samym utrata dostępu do sakramentów, niż dywagacje, czy lepiej będzie opowiedzieć się po stronie konserwatystów watykańskich czy też liberałów.

W tym kontekście mogę się zgodzić, że debata o synodzie idzie trochę obok rzeczywistych potrzeb człowieka szukającego dziś Boga.

Nawet w sytym społeczeństwie Zachodu, a może zwłaszcza w nim, trzeba uświadomić człowiekowi, że wszystkim, co może zrobić, jest uchwycenie się Jezusa. Albo On ostatecznie przemieni nasze życie, albo z własnego wyboru popadniemy w czarną rozpacz i wieczne nieszczęście. Przez swoją decyzję właśnie. I chyba najbardziej będzie bolało to, że była szansa.

Komunia Święta jest źródłem siły do zmagania się z trudnościami, które wynikają z decyzji o pójściu za Jezusem. Jest pokarmem, który powoli nas zmienia w Chrystusa, którego spożywamy (kapitalnie mówił o tym teolog dogmatyk ks. dr Grzegorz Strzelczyk, chociażby podczas ostatnich Wrocławskich Dni Duszpasterskich. Całe nagranie wykładu na jego prywatnej stronie). Generalnie człowiekowi nie jest na tej drodze łatwo, a bez dostępu do Ciała Pańskiego jest jeszcze gorzej.

Dlatego konieczne jest obudzenie świadomości na temat ciężaru decyzji o zerwaniu więzi z Bogiem. Jeżeli ktoś zgubił los na loterii, to nie będzie rozpaczał, dopóki się nie zorientuje, że ten los gwarantował mu dziesięciomilionową wygraną. A świadomość taką można osiągnąć tylko i wyłącznie na pewnym etapie dojrzałości.

Mam właśnie przed sobą ostatnią książkę Krzysztofa Zanussiego "Strategie życia, czyli jak zjeść ciastko i je mieć". Zanussi zastanawia się w niej między innymi, jak przeżyć życie i czy któryś ze sposobów jest etycznie słuszniejszy od innych. Reżyser pisze między innymi o rodzinie, która stała się również tematem obrad synodu. Zwraca także uwagę na kwestię dojrzałości. Pisze, że naturalnym dążeniem dzieci jest to, by osiągnąć dorosłość, wyzwolić się z zależności i uzyskać status dorosłego człowieka. Tymczasem dziś mamy do czynienia z sytuacją paradoksalną. Zanussi dowodzi, że w społeczeństwie pojawiła się obecnie niechęć do bycia dorosłym. Ludzie nie chcą dorosłości, bo ta wiąże się z koniecznością podejmowania decyzji i odpowiedzialności za nie.

Dlatego też może są takie naciski na biskupów, by pewne kwestie za nas rozwiązali, by sami wzięli odpowiedzialność? Może po prostu - jak zauważa Zanussi - jesteśmy zwyczajnie niedojrzali, również do tego, by iść za Jezusem. Jeśli to by była prawda, to trzeba się cofnąć do poziomu przedszkolnej katechezy, a nie debatować o problemach ludzi dorosłych.

***

Dla naszych Czytelników mamy 4 egzemplarze książki Krzysztofa Zanussiego. Zapraszamy do udziału w KONKURSIE.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jan Drzymała