Nam mało Krymu

Lider rosyjskich nacjonalistów przedstawia wizję dalszych podbojów.

Eduard Limonow to z pewnością jedna z barwniejszych postaci rosyjskiego życia politycznego. Zdolny pisarz i dramaturg, dysydent i emigrant w czasach sowieckich, więzień polityczny we współczesnej Rosji. Autor głośnych powieści znanych nie tylko w Rosji, był tłumaczony m.in. w Polsce. Jego idolem jest filozof i geopolityk  Aleksander Dugin, ideolog euroazjatyzmu i rosyjskiego neoimperializmu, którego poglądu są bliskie wielu politykom z najbliższego otoczenie prezydenta Putina.  Chociaż Limonow nie pełni żadnych funkcji, warto znać jego poglądy, gdyż od lat cieszą się zainteresowaniem sporej grupy Rosjan. Limonow w najnowszym wywiadzie dla jednego z największych rosyjskich dzienników „Moskowskij Komsomolec” uzasadnia swoją wizję polityczną, którą propaguje w ramach projektu Partii Narodowo-Bolszewickiej pod hasłem: „Nam mało Krymu”. Przypomina, że już na początku lat 90. przewidywał, że na Ukrainie wybuchnie wojna. On sam uczestniczył wtedy w wojnie na terenie b. Jugosławii i przekonywał, że na Ukrainie dojdzie w niedalekiej przyszłości do podobnych wydarzeń, a Rosja powinna się upomnieć o Sewastopol i Donieck.  

Dzisiaj przekonuje, że Rosja nie powinna poprzestać na aneksji Krymu, ale konsekwentnie domagać się inkorporacji nie tylko zbuntowanych obwodów donieckiego i ługańskiego, ale także Odessy, Charkowa i Mikołajowa. Jego zdaniem, Rosja nie musi o te tereny walczyć. Wystarczy wywrzeć na Ukrainę nacisk, aby zgodziła się na referendum, w którym ludność tych obszarów będzie miała prawo do samookreślenia. Wtedy zdecydowana większość mieszkańców tych obszarów opowie się za Rosją.

Limonow za Żyrinowskim powtarza, że Ukraina w obecnym kształcie terytorialnym jest państwem sztucznym, stworzonym przez Związek Sowiecki z byłych ziem rosyjskich, polskich i węgierskich i obecnie powinna nastąpić korekta tamtych ustaleń. Ukraina ma prawo jedynie do 9 obwodów, położonych wokół Kijowa - przekonuje.

Limonow ostro krytykuje także prezydenta Putina, zarzucając mu brak strategicznej wizji oraz autentycznego wsparcia w narodzie. Jego władza opiera się jedynie na wojsku, służbach specjalnych i administracji i nie wyraża prawdziwych interesów narodu rosyjskiego - przekonuje. Zarzuca mu także sankcjonowanie grabieży majątku narodowego poprzez klasę oligarchów. Czas prawdziwej rosyjskiej rewolucji jeszcze nie nadszedł - dowodzi - a kiedy nastąpi, władzę w Rosji przejmą siły „prawdziwie patriotyczne”.

Poglądy lidera partii Narodowo-Bolszewickiej mogą wydawać się egzotyczne, ale trudno nie zauważyć, że podobnie jak radykalne opinie Władimira Żyrinowskiego od lat są obecne w rosyjskiej debacie politycznej. Chociaż w 2007 r. partia Limonowa została zdelegalizowana, kontynuuje działalność, a jej program stanowi hybrydę haseł komunistycznych, nacjonalistycznych i anarchistycznych. Kilkuset „limonowców”, jak nazywają w Rosji członków tej partii, po 1999 r. było represjonowanych, m.in. za nielegalne posiadanie broni oraz akcje terrorystyczne. Poglądy Limonowa są szczególnie popularne wśród młodzieży. W tych środowiskach jego partia działa nie tylko tradycyjnymi metodami, ale także poprzez obecność w kulturze masowej, m.in. muzyce punkowej, ulicznych graffiti, czy w komiksie. Jest to siła polityczna, której reżim Putina się obawia, a jednocześnie chętnie  ją pokazuje Zachodowi mówiąc, spójrzcie kto przyjdzie, gdy nas zabraknie. „Limonowy” brali udział we wszystkich protestach przeciwko Putinowi.

Nie ulega wątpliwości, że gdyby doszło w Rosji do rewolty typu Majdanu, „limonowcy” byliby środowiskiem, które mogłoby odegrać wówczas ważną rolę. Zwłaszcza, że od dawna głoszą idee tzw. akcji bezpośredniej, polegającą na okupowaniu gmachów administracji publicznej.  Warto więc śledzić ten ruch, gdyż jutro będzie miał może w Rosji więcej do powiedzenia, aniżeli dzisiaj może się to wydawać.

« 1 »
TAGI:

Andrzej Grajewski /www.mk.ru