Prezydent USA Barack Obama złożył w środę kondolencje rodzinom 28 Amerykanów i 5 Polaków z załogi statku handlowego "El Faro", który zatonął 6 dni temu w okolicach Bahamów, gdy na morzu szalał tam huragan Joaquin.
"Dzisiaj 28 amerykańskich rodzin - od Florydy po Maine - i pięć polskich rodzin ma złamane serca. Niech będzie dla nich pocieszeniem, choć w niewielkim stopniu, że mogą liczyć na miłość i wsparcie swoich sąsiadów, społeczności marynarzy i Amerykanów. Niech Bóg błogosławi mężczyzn i kobiety z +El Faro+. Niech pocieszy ich rodziny. I niech pilnuje i chroni tych, którzy służą na morzu w imieniu nas wszystkich" - powiedział Obama.
W opublikowanym przez Biały Dom oświadczeniu prezydent USA podkreślił, że tragedia "El Faro" przypomina, że większość towarów i produktów, które docierają na co dzień do Amerykanów, nadal transportowana jest drogą morską. "Nasz dobrobyt gospodarczy i jakość naszego życia zależą od mężczyzn i kobiet, którzy służą na statkach, takich jak "El Faro" - powiedział.
Wyraził też przekonanie, że gdy statek zmagał się z huraganem, 33 członków załogi "działało - tak jak żyli - czyli razem, jak jedna załoga".
Podziękował wszystkim, którzy zaangażowani byli w wielodniowe i prowadzone na wielką skalę poszukiwania rozbitków, z udziałem jednostek pływających oraz samolotów sił powietrznych USA i helikopterów Straży Przybrzeżnej.
Zapewnił, że dochodzenie ws. zatonięcia "El Faro", prowadzone amerykańskiego Krajowego Zarządu ds. Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) "ma pełne poparcie rządu". "Pogrążone w żałobie rodziny zasługują na odpowiedź i musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby zapewnić bezpieczeństwo naszych pracowników, w tym tych, którzy pracują na morzu" - dodał.
Kontenerowiec "El Faro" wypłynął z portu Jacksonville na Florydzie 29 września, mimo ostrzeżeń meteorologów, że Joaquin - dotychczas jedynie burza tropikalna - przybiera na sile i przekształca się w huragan. Statek o długości 240 metrów był obciążony kontenerami i samochodami. "El Faro" stracił łączność ze Strażą Przybrzeżną w czwartek rano, po zgłoszeniu, że nabrał wody, a silniki straciły moc.
Żaden z członków 33 osobowej załogi nie został uratowany. Była to najtragiczniejsza katastrofa statku płynącego pod banderą USA od ponad 30 lat.
Amerykańskie media podkreślają, że śledczy będą próbować ustalić okoliczności wypadku, w tym, czy kapitan działał pod presją, by na czas dostarczyć towar i dlatego zdecydował się wypłynąć w morze, mimo informacji o pogarszającej się pogodzie. Pojawiają się też zastrzeżenia do stanu technicznego i standardów bezpieczeństwa 40-letniego "El Faro".