Nie spodziewała się tego. Jej córeczka przez łaskę Pana została uzdrowiona z raka trzustki kilka tygodni wcześniej.
Pewna Pani podeszła do naszego jachtu. Rozpromieniona kobieta w sile wieku. Drżącym głosem powiedziała, że nie dała rady przyjść wcześniej. Myślę, że nie miała w sobie siły. Że musiała przeżyć to, co zobaczyła. To w jaki sposób sam Pan pokazał aby Mu zaufać. Aby pokazać, że Jest wszędzie gdzie jest ona. Nawet tu, na Mazurach, czeka cały czas na pełne zaufanie i oddanie się Jego woli... Nie spodziewała się tego. Jej córeczka przez łaskę Pana została uzdrowiona z raka trzustki kilka tygodni wcześniej. Pamiętam, że sam za wiele nie potrafiłem powiedzieć... A zawsze chętnie o Chrystusie rozmawiałem, tak teraz nie mogłem... Klucha w gardle. Powietrze zatrzymało się. Przyglądałem się, jak dotyka obrazu Jezusa Miłosiernego. Jak w tym dotyku jest wielka tęsknota, delikatność i niewypowiedziana wdzięczność. Stałem i czułem się jak odłożone na chwilę narzędzie Boga, a Pan sam w naszych duszach wzbudzał stan bezgranicznego pokoju i pokory.
Chciałem klęknąć. Nie zrobiłem tego jednak... Żałuję do dziś...
Przed rejsem modliłem: „Panie mój, pragnę abyś choć jedną osobę dotknął swoim Miłosiernym Majestatem, tylko jedną chociaż, abym mógł cieszyć się, że wypełniam Twoją wolę zgodnie z tym co zaplanowałeś. Teraz już wiem, że nie tylko jedną ale wiele dusz rozbudziłeś do zaufania i do ponownego zaufania Tobie”.
Płynęliśmy dalej. Słychać było śmiech i utyskiwanie oglądających obraz. Osądzali, że polityczni „pisowcy” jesteśmy. Głosy młodych ludzi z piwami w rękach cichły. Starsi ludzie zdejmowali czapki z głów. Niektórzy kłaniali się. Zatrzymywali się na ulicach i w portach...
Pan dał znać, że czeka na nich.
Wielki Król płynął z nami....
Adrian