Prezydentowi nie chodzi o to, by obniżyć wiek emerytalny. I dobrze, bo jeszcze ktoś mógłby uchwalić proponowaną przez niego ustawę.
21.09.2015 17:18 GOSC.PL
Jeszcze tylko kancelaria prezydenta napisze projekt ustawy dotyczącej kwoty wolnej od podatku i będzie mógł spokojnie spędzić najbliższe 5 lat w Pałacu Prezydenckim. Dziś do sejmu trafił projekt ustawy obniżającej wiek emerytalny. Jeśli parlament go przyjmie, Polacy będą pracować do 65. roku życia, a Polki do 60 (bez powiązania go z okresem składkowym, jak chciała tego „Solidarność”). 1 stycznia 2016 roku na emeryturę przejść będą mogli także wszyscy ci, którzy przekroczyli już ten wiek, a którzy, w myśl obowiązujących jeszcze przepisów, do zakończenia pracy jeszcze nie mają uprawnień.
Gdy przyjrzymy się temu projektowi okaże się, że jest to tak naprawdę proste cofnięcie podwyższenia wieku emerytalnego z 2012 roku. Nie zmienia absolutnie nic w mechanizmie funkcjonowania tego systemu, jedynie zwiększa liczbę przyszłych emerytur i obniża ich świadczenia. Ale i tak to wszystko będzie nas kosztowało dodatkowe 40 mld zł przez pierwsze 4 lata jej obowiązywania (i dalsze miliardy w kolejnych latach). Skąd wziąć te pieniądze? Przede wszystkim z „uporządkowania rozregulowanego w ostatnich latach rynku pracy” oraz z walki z „szarą strefą”, jak czytamy w Uzasadnieniu. I jestem przekonany, że „zrównanie kosztów ubezpieczenia społecznego dla różnych kategorii osób podlegających obowiązkowo ubezpieczeniu emerytalnemu i rentowym z tytułu wykonywania pracy zarobkowej” polegałoby na oZUSowaniu „śmieciówek” do obecnego poziomu oskładkowania umów o pracę (swoją drogą porównanie z propozycjami programowymi Platformy Obywatelskiej pokazuje, jak niewiele w tym zakresie różnią się od siebie dwie największe polskie partie polityczne). Jedna z głównych przyczyn popularności (nie tak znowu dużej) ucp, a także innych patologii rynku pracy, czyli wysokie opodatkowanie pracy, pozostałoby po staremu. A inne podatki mogłyby nawet wzrosnąć, bo innym źródłem dochodów miałaby być zwiększona dotacja budżetowa do ZUS.
Tak samo zresztą jak i wszystkie inne cechy systemu emerytalnego, jaki posiadamy. Tymczasem politycy PiS z prezydentem na czele próbują nam wmówić, że największym jego problemem jest za wysoki wiek emerytalny – w istocie szczegół jedynie zmniejszający aktualne obciążenie systemu ubezpieczeń społecznych. A problem jest o wiele większy, bo po stu kilkudziesięciu latach funkcjonowania państwowych systemów emerytalnych okazuje się, że we współczesnym świecie – długowieczności, niskiego przyrostu naturalnego i pełzającego wzrostu gospodarczego – się nie sprawdzają. Zamiast bawić się w przestawianie wieku emerytalnego o dwa czy siedem lat w tę czy we wtę należałoby postawić na rodzinę, środowiska, ludzką przezorność (dobrowolną, nie zaś przymusowo redystrybuowano do instytucji finansowych), zaś element państwowy zachować jako zabezpieczenie spokojnej o byt starości tym, którzy przy najlepszych chęciach nie byli w stanie zrobić tego samemu.
Na dalekosiężne propozycje naszych polityków jednak nie liczę, więc wracam na Ziemię, do aktualnej propozycji prezydenta Dudy. Choć w sumie nie wiem po co, skoro i tak ustawa ta nie zostanie uchwalona – do wyborów pozostał ledwo miesiąc, do końca kadencji sejmu raptem dwa posiedzenia: to za mało, by zająć się tak istotną sprawą, jak zmiany w systemie emerytalnym. Pewnie też wcale nie chodzi o uchwalenie nowego-starego prawa, a o to, by prezydent mógł powiedzieć, że spełnił swoją obietnicę wyborczą, bo projekt w sejmie złożył. Jeśli większość w sejmie go nie poprze, tym lepiej – będzie to dowód na to, że aby obniżyć wiek emerytalny, wybory musi wygrać PiS. Świetny pomysł, szkoda, że my nic z tego nie będziemy mieli.
Stefan Sękowski