Panie z Femenu doświadczyły na własnym półnagim ciele, na czym polega różnica między chrześcijaństwem a islamem.
15.09.2015 12:04 GOSC.PL
Na YouTube opublikowano film, na którym widać, jak muzułmanie radzą sobie z aktywistkami Femenu.
Rzecz dotyczy zdarzenia z ostatniego weekendu, gdy dwie feministki-femenistki, swoim zwyczajem obnażone do pasa, wtargnęły na scenę, zakłócając muzułmańską konferencję w Pontoise, na północ od Paryża. Konferencja dotyczyła roli kobiety w islamie, co skłoniło panie z Femenu do zademonstrowania sprzeciwu wobec tejże roli. Po odebraniu prowadzącym mikrofonów zaczęły krzyczeć, skakać i wskazywać rękami na napisy zdobiące ich nagie torsy. Jeden z napisów brzmiał „Nie dam się podporządkować”.
Chwilę później okazało się, że napis nie odpowiadał prawdzie. Na filmie widać, jak panowie muzułmanie, po chwili konsternacji, bezceremonialnie zrzucają obie demonstrantki ze sceny, widać też jak jedna z nich przewraca się, a panowie ją kopią. I po sprawie.
I w ten sposób rozwydrzone feministki, które bezkarnie profanują kościoły i poniewierają chrześcijańskimi duchownymi, organoleptycznie przekonały się, jaka jest różnica między standardami pochodzącymi z Ewangelii, a islamskimi. Gdy Femen-istki oblewały wodą prymasa Belgii, on modlił się i błogosławił, a nawet pocałował butelkę w kształcie figury Maryi, z której był oblewany. Gdyby spróbowały oblewać nawet podrzędnego faceta w zgromadzeniu muzułmanów, nie zdążyłyby nawet zdjąć zakrętki, a już poznałyby dżihad w wersji doraźnej, indywidualnej.
I to dobrze, że u nas szanuje się kobiety, nawet gdy zachowują się tak prowokacyjnie i bezczelnie jak panie z Femenu. Dobrze, że mężczyźni wychowani w standardach wywodzących się z chrześcijaństwa, pozwalają siebie kobietom nawet bić i nie odpowiadają tym samym. Bo z nauki Jezusa właśnie taka postawa wynika. Z Koranu natomiast to nie wynika. Jeśli w chrześcijaństwie kiedykolwiek ktoś źle traktował kobiety, to dlatego, że nie był wierny Ewangelii. Paradoks polega na tym, że feministki, zaślepione genderowym szaleństwem, nie rozumieją tego i wraz z cynicznymi inżynierami społecznymi ochoczo tną gałąź chrześcijaństwa, na której siedzą.
Zachowanie muzułmanów, którzy się z kobietami nie patyczkują, może się stać standardem, gdy w Europie na dobre (a właściwie na złe) braknie inspiracji Ewangelią. Bo standard islamski wielu ludziom może się podobać – jak każde rozwiązanie na skróty.
Znaczące w tym kontekście są słowa Hiltlera, zanotowane przez Alberta Speera: „Naszym nieszczęściem jest posiadanie niewłaściwej religii. Dlaczego nie mamy takiej religii jak Japończycy, która za najwyższe dobro uznaje ofiarę dla ojczyzny? Także religia mahometańska byłaby dla nas o wiele bardziej odpowiednia niż właśnie chrześcijaństwo z jego ckliwą tolerancyjnością”.
No właśnie – „ckliwa tolerancyjność” chrześcijaństwa jest pozorną słabością. W rzeczywistości to ona właśnie stanowiła przeszkodę dla rozmaitej maści satrapów i tyranów. I ona przez wieki nauczyła mieszkańców Europy, że człowiek jest ważniejszy niż jakiekolwiek dobro materialne. I że jest ważniejszy od tego, jak się zachowuje, nawet gdy zachowuje się fatalnie. I że trzeba drugiego człowieka szanować jak siebie samego. Zwłaszcza jeśli jest kobietą.
Ale feministki, które walą w gębę mężczyzn przepuszczających je w drzwiach (bo chcą być „równo traktowane”), raczej tego nie rozumieją. Mogą je tego nauczyć muzułmanie. Ale wtedy to już raczej będzie za późno.
Franciszek Kucharczak