Szef KE, mówiąc o imigrantach, wypomniał Polsce, że 20 mln osób pochodzenia polskiego mieszka za granicą. Szkoda, że przemilczał, komu to zawdzięczamy.
09.09.2015 11:43 GOSC.PL
Na początku tego tekstu - z szacunku dla twojego czasu, drogi Czytelniku, i z powodu faktu, że poruszany temat fali imigrantów jest delikatny - pozwolę sobie zarysować pewne ramy wstępne, w których będę się poruszał. Jeśli się z nimi nie zgadzasz, to nie ma sensu, abyś brnął dalej w treść tego felietonu.
1. Uchodźca, czyli człowiek uciekający ze swojego domu przed wojną lub innego rodzaju prześladowaniami (a niekoniecznie za poprawą swojego statusu ekonomicznego), ma prawo otrzymać schronienie, a my, na miarę naszych możliwości, jesteśmy zobowiązani udzielić mu pomocy.
2. Mieszkańcy krajów UE, w tym Polski, mają prawo do obaw przed falą imigrantów, widząc powtarzające się co jakiś czas zamachy dokonywane przez terrorystów islamskich w państwach zachodnich, w których odsetek ludności napływowej jest duży. I ten strach jest naturalny.
3. Ten komentarz dotyczy absurdalnego sposobu uprawiania polityki imigracyjnej przez organy UE, a nie samej słuszności czy niesłuszności przyjmowania imigrantów.
W tych, jasno określonych, granicach będę się poruszał.
W środę w Parlamencie Europejskim Jean Claude Juncker stanowczo wezwał kraje unijne do przejęcia 160 tys. imigrantów koczujących obecnie na terenie Węgier, Grecji czy Włoch. W rzeczywistości chodzi o liczby znacznie większe, gdyż po przyjęciu tych osób będzie trzeba dać im prawo do sprowadzenia swoich rodzin. Szef Komisji Europejskiej zapowiedział de facto, że - czy tego chcemy, czy nie - imigrantów i tak dostaniemy. Podkreślił, że rozmieszczenie uchodźców w krajach członkowskich UE "musi być obowiązkowe, a nie dobrowolne".
W tym miejscu należy zadać Junckerowi pierwsze pytanie: Czy na liście krajów, które mają przyjąć kwoty imigrantów, znajdują się też Irlandia, Wielka Brytania i Dania? I jeśli nie, to dlaczego? Jak to jest z tą solidarnością?
Argumentując obowiązkowe kwoty, szef KE użył też swego rodzaju szantażu emocjonalnego. Wypomniał Polsce, że poza granicami naszego kraju żyje 20 mln Polaków i osób pochodzenia polskiego.
Tutaj trzeba Junckerowi zadać drugie pytanie: Dlaczego i w jakich okolicznościach najczęściej Polacy emigrowali? Komu to zawdzięczamy? Czy przypadkiem większość z tych osób nie została zmuszona do opuszczenia ojczyzny po II wojnie światowej, na skutek zdrady ze strony zachodnioeuropejskich sojuszników w Jałcie i pozostawienia nas na pastwę ZSRR? Czy wiele z tych osób nie zostało przymusowo wywiezionych na Wschód? Czy fala wyjazdów Polaków w ramach UE po 2004 r. nie jest prostym skutkiem tego, że przez długie lata nie mogliśmy sami decydować o kształcie Polski, zmuszono nas do zrzeczenia się odszkodowań za gigantyczne zniszczenia wojenne i z tego powodu dziś jesteśmy na znacznie niższym poziomie rozwoju ekonomicznego niż Wielka Brytania, Niemcy czy Holandia? Czy pan przewodniczący na serio nie czuje wstydu, wypominając nam emigrację, za którą współodpowiedzialni są przywódcy wysokorozwiniętych państw Europy Zachodniej, którzy dopuścili się sojuszniczej zdrady?
Problem obowiązkowych kwot imigranckich to nie jest sprawa empatii lub jej braku. To czysto polityczna próba zrzucenia przez najbogatsze kraje (głównie Niemcy) swoich problemów na biedniejszych sąsiadów pod płaszczykiem solidarności europejskiej. Dlaczego do tej samej solidarności europolitycy nie odwołują się w kwestii równych dopłat dla rolników? Dlaczego nie ma solidarności Niemiec z Polską w temacie stałej obecności baz NATO na terenie RP? Albo w sprawie bezpieczeństwa energetycznego krajów UE? Zaledwie kilka dni temu natrafiłem w sieci na celny komentarz w tej sprawie: "Solidarność europejska leży na dnie Bałtyku i ma na imię Nord Stream".
Nie chcę przez to powiedzieć, że powinniśmy szczelnie zamknąć nasze granice przed uchodźcami. Każdy z nich ma konkretną twarz. Wielu, jak sądzę, naprawdę szuka schronienia przed groźbą śmierci czy prześladowaniami. Jeśli zechcą pozostać nad Wisłą, zgodzą się na wspólne budowanie tutejszej rzeczywistości w ramach obowiązującego w Polsce prawa. Powinniśmy poważnie do tych próśb podejść: zweryfikować, czy rzeczywiście mamy do czynienia z uchodźcą, i jeśli tak jest, dać szansę na rozpoczęcie nowego życia. Bo każdy ma prawo do bezpieczeństwa. Także chrześcijanin z Bliskiego Wschodu, muzułmanin czy ateista. Odmawianie azylu potrzebującym to wstyd dla odmawiającego. Ale same ich przyjęcie to nie wszystko (o czym pisze Agata Puścikowska w tekście "Memento o uchodźcach"). Nikt też nie ma prawa osadzać ich tutaj przymusowo - wbrew woli ich własnej i narzucając to krajom docelowym. Taka polityka - stosowana obecnie przez Komisję Europejską i Niemcy - nie ma nic wspólnego z pomocą dla uchodźców. To przede wszystkim ratowanie siebie kosztem innych. A imigranci są tutaj jedynie przedmiotem politycznych rozgrywek.
Juncker doskonale wie, że setki tysięcy emigrantów nie chcą trafić do Polski, Czech czy Węgier. Ich celem są bogate kraje, takie jak Niemcy, Holandia, czy Szwecja, i trudno im się dziwić. Celem kwot i emocjonalnych wystąpień szefa KE nie są pomoc imigrantom i troska o poszanowanie godności uchodźców, ale pomoc europejskim bogaczom. Przede wszystkim Niemcom.
Wojciech Teister