Błażej chciał wyjść z bidula i stworzyć własny, dobry świat. Magda marzyła, by wyjść na prostą. Nie wyszło. Dzieci z domów dziecka mają pod górkę. Czasem jednak spotykają dobrych ludzi. I Annie się udało.
Z Błażejem (26 lat) było tak. Najpierw matka poszła w tango. Potem ojciec poszedł. Ale nie tańczyli razem. Raczej walczyli ostro, na noże. Więc Błażej tułał się u (niewydolnej wychowawczo) ciotki, by w końcu z hukiem wylądować w domu dziecka w centralnej Polsce. Mieszkał tam ponad siedem lat. I co? Dom dziecka nawet próbował jakieś nowoczesne standardy wychowawcze wdrażać. Wychowankowie znali teorię o wchodzeniu w dorosłość. Umieli nawet kanapki sobie zrobić i pokój posprzątać. Znali też teorię na temat dobrej rodziny: że podstawową komórką społeczną jest, i że rodzina to samo dobro. Więc chyba każdy wychowanek, gdy wychodził z bidula – miał w głowie piękne marzenia: chciał się usamodzielnić, pracę zdobyć, ożenić się (czy za mąż wyjść) i żyć długo oraz szczęśliwie. Marzenia Błażeja zetknęły się z brukiem bardzo szybko. Po skończeniu 18 lat opuścił placówkę. Dostał jakieś pieniądze, coś tam na drogę. Mieli mu nawet mieszkanie chronione załatwić, ale miejsc nie było. Socjalnego też nie dostał. Więc gdzieś u kolegów nocował, potem próbował pracować. Raz, drugi robotę zmieniał. Szczególnie mu zależało, gdy poznał Beatę, też wychowankę bidula. I gdy już dziecko było w drodze – szalał ze szczęścia. Krótko. Nie mieli gdzie mieszkać, nie umieli gospodarzyć, pokój wynajęty za grosze – stracili. Ona zabrała dziecko. Błażej mieszkać u obcych w nieskończoność nie mógł. Poszedł do schroniska. Tam go obili niemal do nieprzytomności. Wódeczka, wino, wódeczka. Skąd miał pieniądze? Lepiej nie pytać. Narkotyki, półświatek. Coraz niżej, niżej i niżej. Beata nie pozwala mu dziecka odwiedzać. To ją okradł. Nic już dobrego przed nim. Bo i za nim dobrego nie było wiele.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska