Moim zdaniem nie powinniśmy opłacać się złodziejom.
O sprawie zakazu rozstrzygania wątpliwej treści przepisów podatkowych na niekorzyść podatnika już na łamach „Gościa” pisałem – bo się na tym troszkę znam. Na polityce się nie znam, ale postanowiłem dziś wtrącić swoje trzy grosze do dyskusji o tym, czy partie powinny być finansowane z budżetu. Najlepszym uzasadnieniem dlaczego nie powinny być, było uzasadnienie dlaczego powinny być. Prezydent Aleksander Kwaśniewski, podpisując ustawę o finansowaniu partii politycznych, powiedział, nie mniej, nie więcej tylko tyle, a może aż tyle, że ustawa ta „ograniczy korupcję”. Zróbmy rozbiór logiczny tego uzasadnienia. Jeśli korupcja ma zostać „ograniczona” to znaczy, że ona jest i że nadal będzie. Tylko „ograniczona”, czyli mniejsza. To znaczy, że politycy kradną i kraść będą, ale jak damy im pieniądze z budżetu, to kraść będą mniej. Moim zdaniem nie powinniśmy opłacać się złodziejom. W latach 90. – o czym przypomniała ostatnio w wywiadzie dla jednego z kolorowych czasopism Magda Gessler – restauratorzy musieli płacić haracze za tak zwaną „ochronę”. Knajpek było niewiele, bo był to ryzykowny biznes. Gdy restauratorzy podnieśli bunt i przestali płacić, reketierzy urządzali w ich lokalach burdy. Bunt przyniósł jednak pozytywny rezultat. Dziś w całej Polsce – zwłaszcza w dużych miastach – biznes restauracyjny prosperuje wyśmienicie. Powstaje coraz więcej lokali, gdzie można zjeść, napić się, pobawić i po prostu pogadać. Niektórzy powiadają, że mafiosi, zamiast pobierać haracz, sami weszli do biznesu i dlatego jest spokój.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Robert Gwiazdowski