Przewodniczący Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ „Solidarności” Dominik Kolorz w 35. rocznicę Porozumień Jastrzębskich.
Tamten czas dobrze pamiętam. W 1980 r. miałem wprawdzie 16 lat, ale w strajkach uczestniczył mój starszy brat, pracujący na kopalni „Rymer”, któremu donosiłem kanapki. To, co było wtedy najpiękniejsze, a czego mi czasem dzisiaj brakuje, to rzeczywista solidarność. Taka prawdziwa, międzyludzka solidarność. Wierzyliśmy, że to, co zostało podpisane w Porozumieniach Jastrzębskich, będzie zrealizowane. Największą zdobyczą był oczywiście niezależny związek zawodowy. Ludzie wiedzieli, że mają teraz swojego przedstawiciela i nie trzeba już będzie chodzić do partii, czy do związków branżowych, które partii były podporządkowane. To była wielka wartość i oczekiwanie, że wreszcie będzie normalnie.
Dzisiaj widać, jak wiele z tych nadziei nie zostało zrealizowanych. Nie ma już niestety także wielu kopalń spośród tych, które wówczas strajkowały. Solidarności międzyludzkiej także mi często dzisiaj brakuje. Pewnie spowodowała to transformacja, kapitalizm, liberalizm. Część z tych kosztów, była być może nieuchronna. Z pewnością jednak nie należało tak łatwo wycofywać się z całej filozofii solidarności. Także nasz związek bardzo się zmienił, przechodząc przez te 35 lat różne koleje losu.
Nie zawsze najlepiej wykonywaliśmy swoje funkcje. Nie należało, moim zdaniem, wchodzić tak głęboko w politykę, jak wtedy gdy tworzyliśmy Akcję Wyborczą Solidarność. Choć z drugiej strony, kiedy w ostatnich latach napotykaliśmy mur ze strony rządzących i zostawała nam tylko ulica, aby wykrzyczeć nasz protest, myślałem, że może dobrze byłoby, aby na Wiejskiej była jednak jakaś nasza reprezentacja. Mówiłaby tam głosem związkowym. Zawsze byłem przeciwny dzieleniu związku, na pierwszą, czy drugą Solidarność .
Solidarność była jedna, zresztą do dzisiaj działa wielu wspaniałych ludzi, którzy w Sierpniu 1980 r. ten związek tworzyli. Patrząc na „Solidarność” z perspektywy bieżącej muszę powiedzieć, że pomimo wielu trudności jestem optymistą. Nasz związek zmienia się także pokoleniowo. Mamy coraz więcej, wprawdzie małych, ale za to nowo tworzonych organizacji zakładowych, w których ludzie rzeczywiście pracują społecznie, a nie na etatach związkowych. Czasami narażają się na to, że będą zwolnieni z pracy. Taka jest niestety często rzeczywistość w prywatnych przedsiębiorstwach, gdzie prawo pracownicze do zakładania własnych związków zawodowych nie jest przestrzegane.
Ludzi gotowych bezinteresownie występować w interesie innych na szczęście jednak nie brakuje. W tej postawie dostrzegam wiele z tych elementów, które stały u początku naszego ruchu. Wyraziłbym to słowami: pracujemy dla drugiego, a nie tylko dla siebie.
Notował: Andrzej Grajewski