Kilkuset zwolenników jednomandatowych okręgów wyborczych przeszło w niedzielę ulicami Warszawy. Do głosowania w referendum 6 września za wprowadzeniem JOW zachęcał m.in. Paweł Kukiz. Jak mówił, kwestia zmiany ordynacji jest brutalnie atakowana przez partiokratów.
W ocenie Kukiza, którego wystąpienie rozpoczęło niedzielną manifestację, referendum pokaże, "kogo interesuje Polska, a kogo partykularny interes". "Te najbliższe miesiące będą decydowały o tym, czy Polska polegnie, czy jeszcze nie zginęła i zacznie się rozwijać, czy uda nam się zmienić ordynację wyborczą. To jest priorytet" - mówił do zgromadzonych Kukiz.
"Jedno już na dziś mamy jasne - że do historii przejdziemy jako ludzie, którzy interesowali się żywotnie ojczyzną, jako ludzie prawi, którzy walczyli o podmiotowość obywateli, o wyzwolenie państwa spod kurateli partii urzędniczych klanów" - podkreślił. W jego ocenie zwolennicy JOW zwyciężyli niezależnie od frekwencji w referendum. By wynik referendum był wiążący musi w nim wziąć udział co najmniej połowa uprawnionych do głosowania.
Zdaniem Kukiza chęć dyskusji o zmianie ordynacji wyborczej jest obecnie "brutalnie atakowana przez partiokratów". "Jakiego dokonują w tej chwili majstersztyku, od Platformy po PiS, wszystkie partie polityczne rozwalają sprawy referendalne na przykład rozpisując jedno referendum we wrześniu, drugie w październiku, by jak najbardziej osłabić znaczenie tego pierwszego" - uznał Kukiz. "Oni zrobią wszystko, by utrzymać obecny system, by cały czas posiadać kontrolę nad obywatelem, by w pewnym momencie zmienić godło Polski z orła na pelikana, który łyknie wszystko" - mówił.
Z wnioskiem o referendum 25 października - w dniu wyborów parlamentarnych - zwrócił się do Senatu prezydent Andrzej Duda; jeżeli Senat wyrazi na nie zgodę, Polacy odpowiedzą na pytania dotyczące obowiązku szkolnego sześciolatków, wieku emerytalnego i Lasów Państwowych.
W referendum 6 września obok kwestii wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu obywatele będą mogli odpowiedzieć na pytanie o finansowanie partii z budżetu państwa oraz o prawo podatkowe. Z inicjatywą referendum 6 września wyszedł uprzedni prezydent Bronisław Komorowski dzień po pierwszej turze wyborów prezydenckich, w której Paweł Kukiz zdobył 20,8 proc. głosów.
Kukiz wystartuje w wyborach do parlamentu w ramach komitetu wyborców Kukiz'15.
Marsz "Tak dla JOW" przeszedł w niedzielę spod Pl. Zamkowego pod Sejm. Delegacja w Kancelarii Prezydenta zostawiła projekt ustawy wprowadzającej wybory większościowe do Sejmu. Zgodnie z projektem wybory miałyby się odbywać w 460 jednomandatowych okręgach wyborczych.
Zwolennicy JOW próbowali również zostawić projekt w Sejmie, jednak delegacja - jak poinformowali przed budynkiem parlamentu organizatorzy marszu - nie została przyjęta. Zgromadzeni przyjęli tę wiadomość oburzeniem.
Uczestniczka marszu pani Jagoda powiedziała PAP, że przyszła na manifestację, bo w JOW widzi szansę na zmianę systemu. "Opowiadałam się za +Solidarnością+, ale w pewnym momencie przestaliśmy ich pilnować i wyszło, co wyszło" - mówiła. "Do Pawła Kukiza mam w tym momencie mieszane uczucia. Ale marsz dla JOW i Paweł Kukiz to dwie inne sprawy" - dodała.
Pan Robert Hurka swoje poparcie dla JOW argumentował większą dostępnością do udziału w polityce dla "normalnych ludzi". "Gdyby było 460 okręgów, to te okręgi byłyby mniejsze i pojawiłaby się szansa dla normalnych ludzi, którzy idą za słusznością, na start w wyborach" - podkreślił. "W tej chwili gdyby taki człowiek jak ja chciał startować w wyborach, nie byłby w stanie tego sfinansować i przedrzeć się przez obszar, dajmy na to, między Płockiem a Żyrardowem. Gdyby okręg był mniejszy miałbym większe szanse przekonać ludzi" - tłumaczył.