Gdy Katrina uderzyła 10 lat temu w Nowy Orlean, w miejskim więzieniu była rekordowa liczba osadzonych, większość za drobne wykroczenia, np. drogowe, których nie stać było na zapłacenie kaucji. Huragan okazał się przełomem, by rozpocząć reformę więziennictwa.
"Miałem to niefortunne szczęście być głównym sędzią karnym w Nowym Orleanie 29 sierpnia. Obudziłem się następnego dnia i nie miałem sądu" - wspomina wydarzenia sprzed 10 lat w rozmowie z PAP Calvin Johnson. W północne wybrzeże Zatoki Meksykańskiej uderzył huragan Katrina, wywołując jeden z największych kataklizmów w dziejach USA. Powódź, jaka przyszła po huraganie, zalała 80 proc. Nowego Orleanu; 1,8 tys. osób straciło życie.
"W tamtym czasie Nowy Orlean był bez wątpienia stolicą więziennictwa nie tylko USA, ale całego globu. Zamykaliśmy więcej osób na jednego mieszkańca niż ktokolwiek inny" - powiedział Johnson.
W miejskim więzieniu Orlean Parish Prison (OPP) osadzonych było ponad 6300 osób. Siedzieli za różne rzeczy - od najdrobniejszych wykroczeń, za które nie powinni być uwięzieni dłużej niż dwa dni, po morderstwa. "Ale zdecydowaną większość stanowiły osoby, które popełniły drobne wykroczenia, jak np. stawianie Tarota bez licencji na placu Jacksona" - sprecyzowała prof. Katherine Mattes, karnistka na nowoorleańskim uniwersytecie Tulane. Zamieszkany w ogromnej większości przez Afroamerykanów, Nowy Orlean był i wciąż jest jednym z najbiedniejszych hrabstw w USA. Zatrzymanych nie stać było na opłacenie kaucji czy kary, by wyjść z więzienia.
Choć burmistrz Nowego Orleanu zarządził obowiązkową ewakuację miasta na dzień przed uderzeniem Katriny, szeryf postanowił, że więźniowie pozostaną w OPP. Gdy nadeszła powódź, rozpoczęło się "piekło" - wspominają rozmówcy PAP.
"To była trauma. Strażnicy uciekli. Więźniowie byli zamknięci bez jedzenia i wody do picia. W celi jednej z moich klientek woda sięgała po piersi. Ponieważ była wysoka, wzięła niższą współwięźniarkę na barki. I tak tam pozostawały przez dwa dni, załatwiając swe potrzeby bezpośrednio do wody, dopóki nie zostały wyciągnięte przez dziurę wykutą w suficie" - relacjonuje Mattes, którą kilka tygodni po Katrinie sędzia Johnson mianował obrońcą z urzędu.
Więźniowe zostali ewakuowani i przeniesieni do innych zakładów karnych w Luizjanie, zupełnie pomieszani. Mężczyźni z kobietami, mordercy i gwałciciele razem z tymi, którzy zostali aresztowani za plucie na chodnik - opowiada prawniczka. Ogromnie trudnym zadaniem było ustalenie, kto jest kim i za co odbywał karę, zwłaszcza, że pokój z dowodami w sądzie też został zalany przez powódź. Ale większość udało się później osuszyć i uporządkować.
Johnson wspomina, że 3 września, czyli pięć dni po ataku Katriny, wciąż nie miał ani sądu, ani personelu, bo wszyscy się ewakuowali. Jednocześnie policja aresztowała nowe osoby, bo w zdewastowanym mieście, do którego nie docierała początkowo żadna pomoc, panowała anarchia, rabowano sklepy i dochodziło do innych aktów przemocy.
"Naszym pierwszym sądem była stacja autobusowa. Ustawiliśmy tam klatki, w których trzymani byli ci nowo aresztowani" - wspomina sędzia. Dopiero w listopadzie wrócili do siedziby właściwego sądu w Nowym Orleanie. "Potrzebowaliśmy 300 członków ławy przysięgłej, więc rozesłaliśmy powiadomienia do 5 tys. osób. Aż 400 odpowiedziało pozytywnie i przyjechało z całego kraju do Nowego Orleanu" - wspomina ze łzami w oczach Johnson.
Sędzia nie ukrywa, że fakt, iż w takich warunkach i z ograniczoną liczbą dostępnych miejsc więziennych, trzeba było decydować, co dalej z 6 tys. dotychczasowych osadzonych, zmusił wszystkich do zmiany myślenia o tym, kto naprawdę powinien być za kratkami. "To był efekt Katriny. Nie mogliśmy sobie dłużej pozwolić, by wsadzać do więzienia tych, którzy tak naprawdę nie muszą tam być. To była konieczność" - mówi.
Rozpoczęte w dniach po huraganie zmiany były kontynuowane. "Dziś za większość wykroczeń oraz przestępstwa popełnione bez przemocy, policja wysyła ci pocztą wezwanie do stawienia się w sądzie. Nie czekasz w areszcie na proces" - powiedział Johnson.
Obecnie w OPP przebywa ponad 1800 więźniów. To ponad trzy razy mniej niż przed Katriną. Ale wciąż półtora raza więcej niż średnia amerykańska - zauważył w rozmowie z PAP Jon Wool, szef nowoorleańskiego biura "Vera Institute of Justice", organizacji non profit, która pomaga miastu w reformie wymiaru sprawiedliwości.
"Ogromnym problemem jest to, że z więziennictwa uczyniliśmy wielki biznes" - mówi Wool, wskazując na silny "komercyjny przemysł poręczeń finansowych" dla osób, których nie stać na kaucje. Kolejny problem to mocna pozycja wybieranego w wyborach szeryfa Nowego Orleanu, któremu podlega OPP. "Tuż przed Katriną zawnioskował o nowe więzienie na 7 tys. łóżek. Czemu? Bo to oznacza większy personel więzienny, który będzie agitował za jego reelekcją" - mówi wprost Wool.
Ocenia, że huragan Katrina i zniszczenie przez kataklizm dotychczasowego więzienia miały przełomowe znaczenie, by miasto zastanowiło się na swą polityka więziennictwa. Polityczni przywódcy i mieszkańcy sprzeciwili się planom szeryfa, by wybudować wielkie więzienie. "To był jeden z największych sukcesów. Powiedzieliśmy +nie+. Nowe więzienie będzie tylko na 1438 łóżek" - dodał.
Mattes zauważyła, że lepiej działa też system obrońców z urzędu dla osób, których nie stać na prywatnych adwokatów. Przed Katriną prawnicy pełniący tę funkcję pracowali na pół etatu, a każdy miał rocznie ok. 500 spraw (Amerykańska Rada Adwokacka rekomenduje góra 200). Nic dziwnego, że Nowy Orlean miał jedną z najwyższych w kraju liczbę niesłusznie skazanych. Także system finansowania obrońców z urzędu nie działał prawidłowo. "Dostawali wynagrodzenie, gdy klient został skazany. Przecież to był konflikt interesów" - ocenia Mattes. Te zasady nieco już poprawiono, a miasto ma więcej obrońców z urzędu.
Rozmówcy PAP zastrzegają jednak, że zmiany są niewystarczające. Nowy Orlean przoduje w USA pod względem liczby morderstw. Nikt nie ma w tej sprawie prostego wytłumaczenia, tym bardziej, że przestępstwa z użyciem przemocy nie są tu częstsze niż w innych miastach.