Pomalowali "Czterech Śpiących". Sąd: To patrioci

25 lat trzeba było czekać na to, by wreszcie nazwano rzeczy po imieniu. Sowieckie pomniki to symbol okupacji i trzymanie ich w naszych miastach zaprzecza zdrowemu rozsądkowi.

Sprawa miała swój początek 17 września 2011 r. Wtedy to dwóch harcerzy, ówczesnych maturzystów - Daniel i Wojtek - z okazji rocznicy agresji ZSRR na Polskę napisali farbą na warszawskim pomniku "Czterech Śpiących" napis "czerwona zaraza". Taki sam napis pozostawili  na Pomniku Wdzięczności Żołnierzom Armii Radzieckiej. I wtedy zaczął się cyrk.

Oczywiście szybko znaleźli się ludzie (czerwonej) kultury, którzy złożyli zawiadomienie na policję. A, że u nas kraj na absurdach stoi, więc polska policja (z pewnością wdzięczna żołnierzom Armii Czerwonej) stanęła w obronie pomników wdzięczności i zatrzymała chłopców. "Gazeta Wyborcza" z radością opublikowała ich zdjęcia, gdy wychodzili z komendy policji, bynajmniej nie nazywając ich bohaterami.

Daniel i Wojtek stanęli przed sądem, a proces trwał 4 lata. Ostatecznie wyrok zapadł wczoraj. I jest to wyrok, który w rzeczywistości powinien być oczywisty. Postępowanie umorzono ze względu na małą szkodliwość czynu, a sędzia dodał, że rozumie i uznaje motywy jakimi kierowali się oskarżeni dokonując ocenianego czynu i w gruncie rzeczy to, co zrobili chłopcy ma wymiar patriotyczny. Choć przyznał, że oskarżeni znieważyli pomniki, to w istocie te monumenty (i fakt, że wciąż są obecne w przestrzeni publicznej) są hańbą dla narodu polskiego i hańba dla władz, które na ich obecność się zgadzają.

Na takie orzeczenie polskiego sądu trzeba było czekać długo. Od formalnego upadku komuny minęło już ćwierć wieku. Jednak z tej historii, z samego faktu obecności pomników radzieckich zbrodniarzy i z postawienia Daniela i Wojtka przed sądem za to, co zrobili płynie smutny wniosek: komuna ma się świetnie w polskiej mentalności. Prawna ochrona komunistycznych monumentów jest skandalem, a fakt, że nie ma w tej sprawie powszechnego społecznego oburzenia jest skandalem jeszcze większym. Rosja radziecka była takim samym agresorem jak hitlerowskie Niemcy, z tą tylko różnicą, że Niemcy wynieśli się znad Wisły w 1945, a Rosjanie prawie pół wieku później. I poczynili w polskim narodzie znacznie większe zniszczenia, przede wszystkim w sposobie myślenia. A ten jest znacznie trudniej odbudować, niż zrujnowane miasta.

Dlaczego w ogóle zgadzamy się na obecność symboli naszego zniewolenia i władzy narzuconej przez rosyjskich komunistów? Czy w Vichy stoi jakiś pomnik zaprzyjaźnionej armii niemieckiej? Czy umielibyśmy sobie wyobrazić obecność w Warszawie, Krakowie czy Kołobrzegu pomnika Wermachtu? Przyjaźń ze strony niemieckiego żołnierza była mniej więcej taka sama jak ze strony czerwonoarmisty.

A sędziemu, prowadzącemu sprawę Wojtka i Daniela należą się ogromne brawa. W końcu przedstawiciel władzy sądowniczej miał odwagę powiedzieć to, co powinno zostać powiedziane już ćwierć wieku temu.

P. S. Dla tych, którzy uważają, że malowanie pomników to jednak wandalizm. Nie byłoby żadnego malowania, gdyby pomniki gloryfikujące okupanta były usunięte.

P. S. II Dla tych, którzy twierdzą, że te pomniki to cześć oddana żołnierzom, którzy niejednokrotnie byli przymusowo wcielani do armii - do Wermachtu też nie wszyscy zapisywali się na ochotnika. Może pomnik na Placu Zamkowym się im należy?

Przeczytaj też: Co dokładnie powiedział sąd ws. "Czterech Śpiących"?

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister