Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie. Mt 14,28
Szczerze mówiąc, do niczego nie jest mi to potrzebne. Choć oczywiście w pewnych okolicznościach mogłoby się przydać. Podobnie jak dar wyjścia bez szwanku z groźnego wypadku samochodowego czy kuloodporność. Jeszcze lepiej jednak byłoby mieć gwarancję, że nigdy na nic groźnego się nie zachoruje, a ciało nawet na starość nie odmówi posłuszeństwa jasnemu umysłowi. Tak, bardzo chciałbym. Taki powrót do Edenu byłby cudowny. Tyle że na jego straży ciągle stoi anioł i połyskujące ostrze miecza... Gdy słyszę dziś ewangeliczną opowieść o tym, jak Jezus chodzi po wodzie i jak podobny spacer do pewnego stopnia udaje się też Piotrowi, odczytuję to jako zapowiedź przyszłości. Na tym świecie podlegam do bólu wszystkim prawom przyrody. Ale kiedy zmartwychwstanę, nic już nie będzie mi grozić. Dla Boga założenie na mnie takiego ochronnego klosza to żaden problem. Muszę tylko swoją nadzieję złożyć nie w ludzkiej przemyślności, ale w Bogu. On chce mojego szczęścia. A skoro i ja chcę, musi się udać.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura