Jego biografię w jakimś sensie przysłonił wielki kard. Newman. Ale Henry Edward Manning był nie mniej wybitnym angielskim konwertytą. Biskup robotników, twórca katolickich szkół, kardynał społecznik oraz… wdowiec, który do końca życia z czułością pamiętał o żonie.
Odrodzenie się katolicyzmu angielskiego w XIX w. to jeden z cudów Bożej łaski. Lista anglikanów, którzy odkrywali w Kościele katolickim swój duchowy dom, obfituje w postacie wybitne, intelektualnie i duchowo. Tę listę otwiera bł. John Henry Newman (1801–1890), teolog, pisarz, zakonnik oratorianin, kardynał, wcześniej jeden z pionierów tzw. Ruchu Oksfordzkiego, zbliżającego anglikanizm do katolicyzmu. Newman, także dzięki niedawnej beatyfikacji, urósł do rangi symbolu angielskiego katolicyzmu, budzącego się po wiekach z niebytu, w który wtrącił go Henryk VIII. Konwersja Newmana stała się zaraźliwa. Młodszy o 7 lat Henry Edward Manning poszedł podobną drogą, stając się drugim katolickim arcybiskupem Londynu (Westminster), czyli de facto głową angielskiego Kościoła katolickiego po oficjalnym przywróceniu hierarchii w 1850 roku. Aktywnie uczestniczył w Soborze Watykańskim I. Mianowany kardynałem, wniósł swój wkład w pierwszą społeczną encyklikę „Rerum novarum” papieża Leona XIII. Rzadko wspominanym fragmentem biografii (nie miał szczęścia do biografów) była jego miłość do żony Caroline, z którą przeżył zaledwie 4 lata. W książce „Wieczne kapłaństwo” kardynał bronił słuszności celibatu, ale do końca życia trzymał przy sobie zapiski zmarłej żony. Ponoć raz w roku przywożono mu róże, które rosły na jej grobie. Choć kard. Manning nie stał się kandydatem na ołtarze, to jednak bez wątpienia zasługuje na pamięć braci w wierze.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz