To, że Ewa Kopacz i Jarosław Kaczyński wystartują w wyborach akurat w Warszawie, nie ma znaczenia. Ani dla Polski, ani dla Warszawy.
20.07.2015 16:45 GOSC.PL
Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość ogłosiły, że ich liderzy „oczywiście” wystartują w wyborach parlamentarnych z pierwszego miejsca swoich list w okręgu 19. – warszawskim. Dziwi mnie ta „oczywistość”, bowiem z punktu widzenia wyniku wyborów nie ma to absolutnie żadnego znaczenia. Bez względu na to, ile głosów zgarną, będą miały one wpływ jedynie na podział mandatów w tym okręgu. A jest ich 20 – najwięcej w całej Polsce, ale na tyle mało, że tysiąc głosów w tę czy we wtę nie ma większego znaczenia. Co najmniej kilkadziesiąt tysięcy dodatkowych wyborców musiałoby zagłosować np. na Jarosława Kaczyńskiego, by odebrać PO – albo innej partii – raptem jeden mandat.
W tych wyborach nie będzie konkurencji między Kopacz a Kaczyńskim. Oboje – z racji na swoją rozpoznawalność i pozycję lidera na liście – mają mandat praktycznie zapewniony. To nie są wybory w jednomandatowych okręgach wyborczych: to, kto uzyska więcej głosów, ma znaczenie symboliczne. Prawdziwa walka toczyć się będzie między kandydatami umieszczonymi na niższych pozycjach. Jako że zarówno urzędująca premier, jak i lider PiS mogą ze względu na swoją rozpoznawalność liczyć na przeważającą liczbę głosów (w poprzednich wyborach Kaczyński zgarnął 73 proc. wszystkich głosów oddanych na PiS, a Donald Tusk 75 proc. oddanych na PO w Warszawie), bój pomiędzy pozostałymi kandydatami będzie toczył się dosłownie o każdego wyborcę. O tym że w ubiegłych wyborach posłem z listy PiS został Przemysław Wipler, a nie Michał Dworczak, zadecydowało 217 głosów.
Dlatego jeżeli wyborca z Warszawy chce rzeczywiście mieć wpływ na wynik wyborów, powinien... odpuścić sobie głosowanie na Kopacz i Kaczyńskiego. Tych dwoje kandydatów, których rzekomy pojedynek będą relacjonować największe ogólnopolskie media, i tak wybiorą inni. Lepiej oddać głos na dobrego radnego ze swojej dzielnicy lub działacza społecznego walczącego o bliskie wyborcy wartości.
Stefan Sękowski