Dzięki pielgrzymce papieża do Ekwadoru, Boliwii i Paragwaju zobaczyliśmy nędzę tamtego świata – dramatyczne warunki życia wykluczonych, setki wynędzniałych dzieci i kobiet, najgorszych przestępców i więzienia rodem z piekła. Papież szedł wszędzie z uśmiechem i wyraźnie poruszony, z ważnym przesłaniem. Także dla Świata.
W Ameryce Łacińskiej padło wiele mocnych słów. O Kościele, Chrystusie, o wykluczeniu społecznym i niesprawiedliwości. Także wewnątrz Kościoła. W przemówieniach do duchowieństwa w Ekwadorze i Boliwii papież aż grzmiał: „Za Jezusem idą uczniowie... dzisiaj też idzie papież, biskupi, księża, siostry. A przy drodze leży Bartymeusz, niewidomy żebrak, czyli ktoś, kogo społeczeństwo odrzuciło. Uczniowie w Ewangelii przechodzą obok, inni go uciszają. Tak samo jest dzisiaj – idziemy za Chrystusem, bo chcemy Go słuchać. I co robimy, my, biskupi, my, księża? Przechodzimy obok, bo tak bardzo jesteśmy zasłuchani w Jezusa”. Niektórzy „owszem słyszą głos tego odrzuconego, ubogiego, poranionego, słyszą, ale tylko po to, aby go uciszyć. (...) A Jezus zatrzymuje się i uzdrawia...”. W Bañado Norte, w najgorszych slumsach, papież mówił: „Jeżeli nawet chodzisz co niedzielę do kościoła, modlisz się, ale nie wiesz, co dzieje się na twoim osiedlu, nie wiesz, że twój sąsiad cierpi i nie pomagasz, to taka wiara jest bardzo słaba. Jest to wiara bez Chrystusa!”.
W czasie tej pielgrzymki papieża witały miliony ludzi. Ubogich, spragnionych dobra i czułości, jaką niósł im Franciszek. Było sporo emocji. Także dla samego papieża. Franciszek odbył w Ameryce prawdziwy maraton – przez 8 dni odwiedził 3 kraje, wygłosił kilkadziesiąt przemówień; większość z głowy („Nudne są te przemówienia – żartował z młodzieżą w Paragwaju, odkładając na bok kartki. – Lepiej porozmawiać od serca”). W Ekwadorze, Boliwii i Paragwaju pokonał prawie 24 tys. km (łącznie z podróżą z Rzymu). Ten 78-letni już człowiek, z jednym tylko płucem, szedł pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. „Widać bardzo tęsknił” – napisał ktoś na Facebooku. Papież był u siebie, mówił w swoim języku, spotkał się z przyjaciółmi i ze swoimi profesorami z lat seminarium. Ale najważniejsze było to, że na peryferiach Kościoła, w dzielnicach niewyobrażalnej dla nas nędzy, w najgorszym więzieniu świata, mówił o Jezusie – Słońcu Kościoła i świata.
Ojciec Kasper Mariusz Kaproń, który od lat mieszka w Boliwii, ocenia, że pielgrzymka do Ameryki Łacińskiej to jedno z najważniejszych wydarzeń obecnego pontyfikatu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek