Gwałtowne protesty przeciwko znacznym podwyżkom cen energii wstrząsnęły najbardziej prorosyjskim krajem na Kaukazie, obnażając całkowitą zależność miejscowej gospodarki od moskiewskich oligarchów.
Na Twitterze, pod hasłem #ElectricErevan, zorganizowali się demonstranci w Erywaniu, stolicy Armenii. Nazwa nie jest przypadkowa. Protesty spowodowane są ogłoszoną w połowie czerwca przez rząd drastyczną, kilkunastoprocentową podwyżką cen elektryczności, która wiąże się z nieuchronnym wzrostem opłat za inne usługi i produkty. Odpowiedzią na pokojowe zebranie kilkunastotysięcznego tłumu była jednak brutalna kontrakcja władz, po której zatrzymano ponad 200 osób, zniszczono sprzęt dziennikarzy, a najaktywniejszych demonstrantów pobili ubrani po cywilnemu funkcjonariusze służb specjalnych. Decyzja armeńskiego prezydenta Serge’a Sarkisjana o pacyfikacji protestów wywołała efekt odwrotny do oczekiwanego – demonstranci wciąż okupują stolicę, a szans na porozumienie nie widać. Tym bardziej że przy okazji podwyżek cen energii wychodzi na jaw ogromne uzależnienie gospodarki Armenii od kaprysów Rosji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Legutko