W sprawie in vitro poseł Ireneusz Raś (PO) ma dwa oblicza - jedno pokazuje katolickim wyborcom, drugie w czasie głosowania.
02.07.2015 15:44 GOSC.PL
Jeszcze przed sejmowym głosowaniem nad rządowym projektem ws. in vitro poseł Ireneusz Raś z Platformy Obywatelskiej deklarował na łamach "Gościa Niedzielnego", że nie poprze rządowego projektu w jego pierwotnej formie (z możliwością tworzenia zarodków nadliczbowych i mrożenia ich), gdyż uważa, że zarodek to człowiek i jako katolik ma do rządowego projektu konkretne zastrzeżenia. Zresztą już w kwietniu na antenie Radia Kraków deklarował, że "nad życiem ludzkim gry nie powinno być".
Komunikat do potencjalnych wyborców-katolików w mediach poszedł. Również na łamach naszego tygodnika, więc mamy prawo rozliczyć posła z jego deklaracji.
W czasie zeszłotygodniowego głosowania poseł postąpił wbrew złożonej przez siebie deklaracji i zagłosował za projektem PO. Wcześniej, co prawda, zgłosił trzy poprawki, ale żadna z nich nie przeszła. W głosowaniu nad podstawową wersją projektu Raś zgodził się na tworzenie aż 6 zarodków i możliwość mrożenia ich. Zapytałem, dlaczego to zrobił.
W odpowiedzi usłyszałem, że złożył projekty poprawek, ale wszystkie zostały odrzucone, wobec czego uważa, że lepszym rozwiązaniem jest przyjęcie prawa, które zezwala na tworzenie 6 zarodków, niż brak jakiegokolwiek prawa i wolna amerykanka w klinikach in vitro. Nie zmienia to jednak jego jasnego stanowiska, że życie ludzkie rozpoczyna się od momentu poczęcia i zarodek ludzki to pełnowartościowe życie człowieka.
Wszystko to wygląda heroicznie: poseł-katolik bohatersko robi co może, by dać poczętym ludziom maksymalną ochronę, ale nie udaje mu się przepchnąć poprawek, wobec czego nie ma wyjścia i popiera projekt zły, ale i tak lepszy niż brak jakichkolwiek regulacji. Piękna i niemal wzruszająca historia, gdyby nie jeden drobny szczegół - kilka miesięcy wcześniej poseł Raś zagłosował przeciwko opozycyjnemu projektowi, który całkowicie zakazywał mrożenia zarodków i tworzenia ich w ramach procedury in vitro.
Zapytałem posła o tę niekonsekwencję. Jego zdaniem zagłosował przeciwko, bo projekt ten przewidywał karanie więzieniem lekarzy za stosowane in vitro i "w ogóle nie można było nad nim pracować".
- A może trzeba było zgłosić do niego poprawki? - zapytałem. Nie uzyskałem żadnej konkretnej odpowiedzi poza wytłumaczeniem, że poseł za chwilę rozpoczyna ważne spotkanie.
Okazuje się, że Ireneusz Raś jest człowiekiem o dwóch twarzach. Pierwsza to ta, którą pokazuje katolickim wyborcom: obrońca życia. Niestety tylko na poziomie deklaratywnym. Bo kiedy przychodzi do głosowania, wtedy ukazuje się druga twarz Rasia - maszynka do głosowania rządowych projektów i odrzucania projektów opozycji. Niezależnie od tego, jakie by one nie były. Niestety to ta druga ma realny wpływ na polską rzeczywistość. Słowa świata nie zmieniają, sejmowe głosowania owszem. Warto o tym pamiętać przy okazji jesiennych wyborów.
Wojciech Teister