W ciągu 70 lat swego istnienia ONZ zjednała sobie zarówno uznanie jak i wielu nieprzejednanych krytyków. Według różnych raportów i źródeł uznawana jest na przemian za nieefektywną biurokrację lub ważną instytucję, której nie ma czym zastąpić.
26 czerwca mija 70 lat od podpisania Karty Narodów Zjednoczonych podczas konferencji w San Francisco; dokument powołał do życia Organizację Narodów Zjednoczonych. Zastąpiła ona nieefektywną Ligę Narodów, a jej cele - między innymi - zostały zdefiniowane jako: "utrzymywanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa" oraz "tłumienie wszelkich aktów agresji i innych naruszeń pokoju" - jak głosi Karta.
16 czerwca panel niezależnych ekspertów powołany przez Sekretarza Generalnego ONZ Ban Ki Muna przedstawił bardzo krytyczny raport dotyczący skuteczności ONZ oraz jej misji pokojowych - podaje "New York Times".
Zadaniem panelu, któremu przewodzi Jose Ramos-Horta, były prezydent Wschodniego Timoru i laureat Pokojowej Nagrody Nobla, była między innymi ocena zarówno struktury jak i efektywności działania sił pokojowych organizacji, które liczą teraz ponad 125 tys. żołnierzy i policjantów, biorących udział w 16 różnych misjach na całym świecie.
Krytyczne uwagi ekspertów będą omawiane podczas jesiennej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ - ujawnia "NYT".
Zarzuty panelistów w dużej mierze pokrywają się z długą listą krytycznych opinii, jakie od wielu lat wygłaszają krytycy pod adresem ONZ, a zwłaszcza Rady Bezpieczeństwa tej organizacji i jej operacji pokojowych, bądź też - w pewnych sytuacjach - ich braku.
Z raportu powołanej przez Bana komisji wynika - jak zwykle - że współpraca krajów bardzo zamożnych i tych, które są biedne układa się nie najlepiej, a gdy operacje pokojowe ONZ są nieefektywne, a żołnierze zachowuję się źle, bogaci i biedni członkowie organizacji oskarżają się nawzajem.
"Rosną napięcia między biednymi i średniozamożnymi krajami, skąd pochodzą żołnierze sił ONZ, a stałymi członkami RB, którzy ograniczają się do mówienia im, co mają robić" - pisze "NYT" i przypomina, że państwa zamożne przestały wysyłać swe oddziały na misje pokojowe, zadowalając się dostarczaniem funduszy.
Kraje biedne skarżą się, że ich żołnierze "traktowani są często jak mięso armatnie". Państwa - donatorzy narzekają, bo "siły pokojowe nie robią tego, do czego zostały powołane: nie są w stanie uchronić ludności cywilnej przed rzezią" - relacjonuje "NYT".
Raport zespołu Ramosa-Horty krytykuje też RB ONZ, a także wskazuje na doniesienia o nadużycia, jakich dopuszczają się błękitne hełmy, włącznie z napastowaniem seksualnym; wypomina misjom pokojowym nieefektywność, nierozważne użycie siły, opieszałość i niedostateczne sięgania po polityczne rozwiązania konfliktów, etc.
Te ustalenia raportu są echem często powracającej krytyki misji pokojowych ONZ oraz niemocy RB, która skazana jest z założenia na częsty paraliż decyzyjny, ze względu na sprzeczne interesy jej stałych członków, czyli USA, Rosji, Francji, Chin i Wielkiej Brytanii.
Kraje te mają prawo weta, co często blokuje wszelkie inicjatywy; czego stosunkowo świeżym przykładem jest zawetowanie przez Rosję licznych rezolucji w sprawie sankcji wobec Syrii, czy wniosku potępiającego jej własną aneksję Krymu. Zdaniem krytyków tej instytucji w jej strukturę wpisany jest paradoks i należałoby ją gruntownie zreformować. Czemu, rzecz jasna, sprzeciwia się Rosja, której MSZ ogłosił niedawno - jak doniosła agencja "Sputnik" - że "próby forsowania reformy RB ONZ mogą jedynie zaszkodzić efektywności tej organizacji".
Inni krytycy zwracają uwagę, że RB to ekskluzywny klub państw zamożnych, które mają na względzie przede wszystkim własne interesy, toteż Rada poparła operację w obronie zasobnego w ropę Kuwejtu w 1991 roku, ale nie uchroniła przed masakrą ludności biednej Rwandy w 1997 roku. Przykłady opieszałości sił pokojowych można mnożyć, bowiem na oczach żołnierzy doszło do gigantycznych masakr w Bangldeszu, Srebrenicy czy Darfurze.
Inna grupa krytyków, a zwłaszcza amerykańscy Republikanie, uważa, że wysoce niesprawiedliwe jest to, iż najwięksi płatnicy do kasy ONZ wciąż dysponują w Zgromadzeniu Ogólnym i RB tylko jednym głosem. "Co roku USA, w ramach przymusowych opłat i nieprzymusowych kontrybucji wydają około 8 mld dol. na ONZ i afiliowane organizacje, czyli największą sumę, jaką one otrzymują" - napisał niedawno ekspert konserwatywnego, waszyngtońskiego think tanku Heritage Foundation Brett Schaefer.
"W 2015 roku 20 krajów wpłaci na misje pokojowe równowartość 0,0001 proc. swego budżetu czyli w przybliżeniu 8,5 tys. dol." - dodaje Schaefer, który oskarża ONZ i Radę o nieefektywność, marnowanie pieniędzy, defraudacje i korupcję. Ale najistotniejszy zarzut eksperta, to niesprawiedliwy system, który nie daje najważniejszym płatnikom na rzecz ONZ adekwatnego przełożenia na decyzje organizacji.
Misje pokojowe ONZ bywają krytykowane jednocześnie - z różnych pozycji - za brak radykalnych posunięć lub za ich nadmiar. Od lat w Demokratycznej Republice Konga stacjonuje prawie 20 tys. żołnierzy ONZ. Zaczęto ich tam posyłać w 1999 roku, by przerwać najkrwawszą wojnę współczesnej Afryki, która od połowy lat 90. pochłonęła ponad 5 mln ofiar. W 2012 roku partyzanci bez jednego strzału, zajęli miasto Goma, strzeżone przez wojska pokojowe ONZ, które natychmiast oskarżono o bezczynność.
Gdy jednak ONZ postanowiła, że do wojsk rozjemczych, mogących użyć broni tylko w samoobronie, dołączy 3-tysięczna brygada, mająca prawo podejmować operacje zbrojne, potępiono organizację za powołanie oddziałów z prawem do walki.
Siły pokojowe ONZ mają przeważnie bardzo ograniczony mandat i nieustannie narażają się na krytykę którejś ze stron konfliktu, jak to było podczas wielu misji pokojowych, choćby tych, które związane były z konfliktem izraelsko-palestyńskim - powiedział PAP szef instytutu badawczego Izropa, dr Jerzy Wójcik.
Rzecz w tym, że nie ma ani innej, ani lepszej instytucji, która mogłaby zająć miejsce ONZ i spełniać podobną misję. Należy więc mieć nadzieję na to, że w jakiś sposób uda się zmodyfikować działanie tej organizacji i że zdoła ona nareszcie skutecznie wesprzeć choćby proces pokojowy na Bliskim Wschodzie, wysyłając tam na przykład błękitne hełmy - dodaje dr Wójcik.