Raduj się, Polaku, pani premier obiecała, że jak nie chcesz, to ci dziecka nie zrobią.
25.06.2015 12:34 GOSC.PL
Po przegłosowaniu przez Sejm ustawy o in vitro w najgorszej rządowej wersji, premier Ewa Kopacz uspokoiła nas, że ta ustawa „nie będzie obligatoryjnie dotyczyć każdego”.
No bardzo dobra wiadomość! A zatem spokojnie, Polacy, nikt wam nie zrobi sztucznego zapłodnienia bez waszej zgody. Jeśli powiecie „nie”, służby zapłodnieniowe grzecznie podziękują i pójdą sobie, robić in vitro innym przechodniom.
Jeszcze rano przed głosowaniem, pani premier nawoływała w radiowej Jedynce: „Bądźmy tolerancyjni. Jeśli nawet nam nasze sumienie nie pozwala z tej metody skorzystać, to nie nakazujmy innym, którzy mają to sumienie takie samo jak każdy z nas, ale oni ponoszą odpowiedzialność we własnym sumieniu za decyzje”.
A zatem kto sprzeciwia się in vitro, jest nietolerancyjny.
Idąc tropem tego rozumowania należałoby tolerancyjnie potraktować przestępców i znieść zakaz okradania, oszukiwania i zabijania ludzi. Nie ma w tym porównaniu żadnej przesady, bo in vitro, zwłaszcza w takim kształcie, jaki zapewne niebawem wejdzie w życie, jest okradaniem, oszukiwaniem i zabijaniem ludzi. Okradaniem choćby dlatego, że za tę bardzo drogą i mało skuteczną metodę zapłacimy my wszyscy (bo ma być „nieodpłatna”), oszukiwaniem choćby dlatego, że ta metoda nie leczy niepłodności, a zabijaniem choćby dlatego, że nadliczbowych ludzi wyrzuca się na śmietnik lub zamyka bezterminowo w lodówce.
A jeśli pani Kopacz z koleżankami i kolegami z Sejmu nie uważają, że człowiek zaczyna się od poczęcia, to byłoby miło, gdyby wskazali, od kiedy mamy do czynienia z człowiekiem i dlaczego. Jeśli zaś nie potrafią tego zrobić, to jakim prawem zachowują się jak władcy ludzkiego życia i ludzkiej wolności?
Frazesy o godności i umiłowaniu życia nie przesłonią faktu, że w in vitro właśnie depcze się godność i życie ludzi – i dlatego każdy człowiek ma moralny obowiązek się temu sprzeciwić. Zasadnicze, wręcz demoniczne zło sztucznego zapłodnienia polega na tym, że pod wyjątkowo sugestywnym pozorem dobra dzieje się ciężka niesprawiedliwość. Pod pozorem realizacji praw człowieka odbywa się nowa selekcja ludzi na przydatnych i nic niewartych. Dziecko w tej koncepcji jest sposobem „realizowania się” dorosłych, którzy jakoby mają do niego prawo.
Ta ustawa jest gorsza niż żadna, bo niewiele różni się od panującej dotąd „wolnej amerykanki”, a za to nadaje nieludzkim praktykom majestat prawa.
Pani premier tuż po głosowaniu rozpływała się w zachwytach nad dobrodziejstwem wysmażonej właśnie ustawy, wychwalając korzyści płynące z niej dla osób bezdzietnych. „To jest dla nich zbawienie” – powiedziała.
No tak – jakie zbawienie, takie niebo.
Franciszek Kucharczak