Z zadyszką gonimy Europę, ale i tak pozostajemy w końcówce peletonu – to częsta spotykana w mediach diagnoza. „Polska przemieni Stary Kontynent. Bóg ma wobec was wielki plan” – zapowiadają charyzmatyczni rekolekcjoniści przylatujący nad Wisłę z całego świata. I kto tu ma rację?
Słucham podobnych głosów od dawna. Ich wspólny mianownik? „Polska ma ogromne znaczenie na duchowej mapie Europy i świata”. Takie deklaracje padają z ust katolików, protestantów. Przesadzają? Rozwiązania są dwa: albo to jedynie zwrot grzecznościowy, rodzaj kokieterii i familiarne poklepanie polskiej publiki po ramieniu. Albo proroctwo. Brat Roger, założyciel wspólnoty Taizé, twierdził, że przebudzenie religijne nastąpi dzięki Polakom. Podobne słowa słyszałem z ust ewangelizatora o. Daniela Ange. Gdy przed laty przed kamerami Telewizji Polskiej Amerykanin ks. Richard John Neuhaus rzucił: „To, co dzieje się w Polsce, z punktu widzenia kultury, polityki, religii jest znacznie ciekawsze od tego, co dzieje się w Niemczech czy Holandii” – zapadła kłopotliwa cisza. „Polska stanowi laboratorium przyszłości – kontynuował pisarz i filozof polityki. – Od lat staram się o tym przekonać moich polskich przyjaciół, ponieważ bardzo często w kontekście Europy Polskę uważa się za kraj zacofany. Twierdzi się, że jest wczorajsza i najważniejsze pytanie brzmi, czy ten kraj będzie w stanie dołączyć do Brukseli. To kompletny nonsens. Polacy nie powinni się dać na to nabrać!”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz