Będziemy teraz skupiać się na osobie znanego kardiochirurga, a nie na problemach z wywozem leków czy kolejkami do specjalistów.
16.06.2015 13:56 GOSC.PL
Rząd Ewy Kopacz znów działa w komplecie. Zarówno nowi ministrowie, jak i kierownictwo partii są pełni zapału i chęci do pracy. Nadzieje związane są zwłaszcza z osobą szefa resortu zdrowia. Wicepremier Tomasz Siemoniak stwierdził wręcz, że nominacja prof. Zembali to tak, jak wystawienie na boisko Messiego w 75. minucie.
Sam nowy minister nie czuje się wcale rozczarowany faktem, że zagra w tym meczu tylko kwadrans. Zapewnia, że zgodziłby się pełnić funkcję nawet przez miesiąc. Z kolei Adam Korol zapowiada, że nie przyszedł tu na kilka miesięcy i ma zamiar pobyć dłużej. A że to bardzo sprawny fizycznie polityk, faktycznie mogą być problemy z usunięciem go z gabinetu po wyborach.
Jedynie poseł Czerwiński zachowuje filozoficzny stosunek do otrzymanego zadania. Cztery miesiące? „Dla starszego człowieka to jest bardzo niewiele, a dla młodego to jest bardzo dużo” – komentuje. Nie zdradza przy tym, do jakiej kategorii zalicza swój PESEL.
Co tak naprawdę można zdziałać w ciągu czterech miesięcy? Prof. Marian Zembala jest zbyt poważnym człowiekiem, by deklarować w tym czasie uzdrowienie zabagnionego resortu. A skoro nie ma szans na leczenie, jako doświadczony lekarz wybiera profilaktykę. Zapowiedział już czwartkowe spotkania dla dziennikarzy w różnych miejscach Polski, podczas których będzie wygłaszał ciekawe pogadanki. Pierwsza – o sytuacji kobiet w ciąży. Będzie też zapewne trochę propagandy sukcesu, opowieści o tym, co już się udało dzięki rozumnym rządom dokonać. A w każdy piątek profesor zajmie się realną pracą, czyli leczeniem w swojej klinice.
Czy tak powinna wyglądać praca ministra zdrowia? Nie. Ale też, uczciwie mówiąc, samo wejście w resort, poznanie ludzi, problematyki, procedur, „wgryzienie się” w najważniejsze tematy wymaga co najmniej miesiąca pracy, a najlepiej dwóch. Gdyby premier Ewa Kopacz chciała faktycznie przyspieszyć tempo w resorcie, awansowałaby któregoś z zastępców, wprowadzonych we wszystkie sprawy. Tu jednak chodzi przede wszystkim o zrobienie wrażenia świeżości, zmiany, o efekt nowości. Będziemy więc teraz skupiać się na osobie znanego kardiochirurga, a nie na problemach z wywozem leków czy kolejkami do specjalistów.
Inaczej natomiast rzecz się ma z resortem skarbu. Andrzej Czerwiński nie jest ani lekarzem, ani sportowcem, ale przede wszystkim doświadczonym politykiem. I nie został powołany na stanowisko ministra, by skupiać uwagę na sobie, ale by pilnować… skarbu, jakim dla PO są setki kluczowych stanowisk.
Zresztą, minister to funkcja przede wszystkim polityczna, związana z podejmowaniem decyzji i ponoszeniem za nie pełnej odpowiedzialności. W takim sensie swój urząd będzie pełnił właściwie tylko Czerwiński, pozostali dwaj panowie mają – mówiąc eufemistycznie – „inne zadania”.
Piotr Legutko