Nieznane dotąd rozmiary osiąga we Włoszech kryzys imigracyjny. Setki imigrantów, przybyłych drogą morską, koczują na dworcach kolejowych w Rzymie i Mediolanie. Policja podejmuje próby likwidacji biwaków. Jednocześnie ludziom tym udzielana jest doraźna pomoc.
W mediach podkreśla się, że po raz pierwszy Włosi, obserwując prymitywne koczowiska pozbawionych środków do życia i dachu nad głową przybyszów z Afryki i Bliskiego Wschodu, przekonują się o skali napływu nielegalnych imigrantów, z jakim ich kraj musi się sam uporać.
Od początku roku na włoskie wybrzeża dotarło prawie 50 tysięcy ludzi. Wielu z nich chce przedostać się dalej na północ Europy, między innymi do Francji, Szwajcarii i innych krajów. Określa się ich jako "imigrantów tranzytowych", gdyż dla nich Włochy są dopiero początkiem podróży.
Na pogarszającą się sytuację humanitarną tych migrantów nakłada się wewnętrzna polemika we Włoszech na temat polityki imigracyjnej.
Politycy prawicowej Ligi Północnej protestują przeciwko rozmieszczaniu imigrantów w całych Włoszech na mocy rozporządzenia MSW. Zbuntowały się trzy rządzone przez prawicę regiony: Wenecja Euganejska, Liguria i Lombardia.
Przewodniczący władz tego ostatniego regionu, Roberto Maroni, zaapelował do prefektów, czyli szefów prowincji o to, by nie przyjmowali następnych przybyszów. Lokalnym władzom, które zakaz ten złamią, zagroził obcięciem nakładów z kasy regionalnej. Tym zaś, które odmówią udzielenia gościny, obiecał nagrody finansowe.
W stolicy Lombardii, Mediolanie, szczególnie trudna sytuacja panuje na głównej stacji kolejowej, Milano Centrale, wyjątkowo zatłoczonej ze względu na tłumy turystów przybywających na światową wystawę Expo. Koczują tam i śpią w nocy setki ludzi, głównie Syryjczyków i Erytrejczyków, którzy dostali się do Włoch przez Cieśninę Sycylijską.
Na dworcu zorganizowano dla nich ambulatorium, w którym udzielana jest pomoc medyczna. Jest tam też pediatra ze względu na obecność wielu dzieci. Szef władz regionalnych polecił kontrolę warunków sanitarnych na stacji i ustalenie, czy istnieje - jak napisał w rozporządzeniu - "jakiekolwiek zagrożenie".
Tym, którzy tam koczują, rozdawane są posiłki.
W rejon dworca wysłano dodatkowe siły policji, które patrolują cały teren.
Podobna sytuacja panuje na mediolańskiej stacji Porta Venezia.
Na razie miejscowe władze nie wiedzą, jak rozwiązać ten problem. Bezradny jest burmistrz Mediolanu Giuliano Pisapia. "My robimy, co jest naszym obowiązkiem, ale są jakieś granice. Nie można sądzić, że nasze miasto samo może rozwiązać ten epokowy problem" - oświadczył.
W Rzymie imigranci koczują na wielkim dworcu Tiburtina, gdzie sytuację określa się jako krytyczną. Policja podjęła próbę siłowej likwidacji ich obozowisk, ale imigranci powrócili na zajmowane dotychczas miejsca.
Magistrat w Wiecznym Mieście zapowiedział, że zostanie znaleziona specjalna struktura dla tych tranzytowych imigrantów, którzy nie są w ośrodkach i chcą przedostać się do innych państw.
Prawicowe władze Wenecji Euganejskiej, gdzie znajduje się wiele popularnych miejscowości nadmorskich, odwiedzanych latem przez setki tysięcy turystów, domagają się na progu sezonu wakacyjnego, aby zabrano ulokowanych tam imigrantów. Szef regionu Luca Zaia z Ligi Północnej w specjalnej odezwie do mieszkańców, burmistrzów i przedsiębiorców ostrzegł, że w przeciwnym razie pod znakiem zapytania stać będzie cały sezon turystyczny.
Episkopat Włoch zaapelował, aby nie podsycać nastroju strachu. Jeszcze mocnej klimat ten określił przewodniczący Senatu Pietro Grasso mówiąc: "Nie można siać terroryzmu psychologicznego.