Kilka tysięcy przeciwników spotkania przywódców G7, najbardziej wpływowych państw Zachodu, w Elmau uczestniczy w marszu protestacyjnym przez położony w pobliżu miejsca obrad kurort Garmisch-Partenkirchen. Eskortuje ich blisko 6 tys. policjantów.
Demonstranci skandują hasła przeciwko uczestnikom szczytu oraz przeciwko umowie handlowej UE z USA (TTIP).
"Nie sprzedawajcie demokracji", "Powstrzymać TTIP" i "Do walki z kapitalizmem, rasizmem i wojną" - czytamy na transparentach. Uczestnicy nawołują do blokad dróg dojazdowych do zamku Elmau, gdzie w niedzielę rozpocznie się szczyt G7.
Organizator protestu, szeroki sojusz organizacji "Stop G7 Elmau", uważa, że G7 jest samozwańczym i niedemokratycznym gremium, nie będącym w stanie rozwiązać globalnych problemów świata - głodu, nadciągającej katastrofy klimatycznej czy też problemu uchodźców.
Według policji w marszu uczestnicy 2,5 tys. osób, organizatorzy protestu podają liczbę dwukrotnie wyższą. Pierwotnie zapowiadano udział 10 tys. uczestników. Część z nich przebrała się w kolorowe kostiumy i peruki.
Poza "utarczkami słownymi", jak dotąd nie zanotowano poważniejszych incydentów - podała telewizja ARD.
Policja obawia się zamieszek sprowokowanych przez niemieckich i zagranicznych lewaków. Wielu mieszkańców w obawie przed starciami zabarykadowało się w domach, chroniąc okna zaporami z desek. Ozdobione freskami fasady zabytkowych domów przykryte zostały plandekami.
Protesty mają trwać aż do zakończenia szczytu w poniedziałek. Sąd w Monachium zezwolił grupie 50 osób na demonstrację w pobliżu zamku Elmau w takiej odległości, by uczestnicy obrad mogli widzieć i słyszeć protestujących. Rzecznik "Stop G7" Benjamin Russ uznał takie ograniczenie prawa do demonstracji za niedopuszczalne. "Wszyscy chcemy do Elmau" - powiedział.