To cud, że Sarajewo dzisiaj żyje. Papież Franciszek odwiedza miasto, które jeszcze 20 lat temu konało na oczach świata. Stolicę państwa, które dla Zachodu pozostaje wyrzutem sumienia. A dla samych mieszkańców – niezrozumiałym do końca splotem paradoksów. I nigdy nie stygnącym kotłem.
Bałem się tego miasta. Przez stolicę Bośni i Hercegowiny przejeżdżałem już czterokrotnie, nigdy jednak nie miałem odwagi zatrzymać się tutaj na dłużej. Przejść ulicami, na których niedawno leżeli ludzie trafieni kulą snajpera lub granatem. Zjeść obiadu, napić się wina w miejscu usianym cmentarzami. Spojrzeć w oczy kobietom, które padły ofiarą zaplanowanych masowych gwałtów. Mijać po drodze dwudziestolatków, przekonanych, że są dziećmi bohaterskich obrońców stolicy, podczas gdy ojcami połowy z nich są serbscy czetnicy. Wejść na wzgórze, z którego sam Radovan Karadżić, przywódca bośniackich Serbów, nadzorował ostrzał ludzi, mając ich jak na dłoni dzięki położeniu Sarajewa w dolinie… Wydawało się, że nie wypada „zwiedzać” tak poranionego miasta, jeśli nie przeżyło się tego wszystkiego z jego mieszkańcami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina