Stadion Narodowy w Warszawie będzie w środę najważniejszym piłkarskim miejscem na Starym Kontynencie. W finale Ligi Europejskiej broniąca trofeum Sevilla, z Grzegorzem Krychowiakiem w składzie, spotka się z rewelacją rozgrywek Dnipro Dniepropietrowsk.
"Nie czujemy się faworytami. W finale nigdy nie ma faworytów. Tutaj wszystko może się zdarzyć, zwłaszcza w pojedynczym meczu. Podchodzimy z takim samym szacunkiem do wszystkich przeciwników. W przeciwnym razie nie wygralibyśmy poprzednich meczów. Jesteśmy pełni uznania dla Dnipro" - zaznaczył kapitan Sevilli Fernando Navarro.
Jednym z ważniejszych piłkarzy hiszpańskiej ekipy jest Grzegorz Krychowiak.
"To dla mnie wyjątkowy mecz jako dla Polaka" - przyznał 25-letni pomocnik, który do tej pory grał na Stadionie Narodowym w innej roli, jako reprezentant kraju.
Obecność Sevilli w finale LE nie dziwi, natomiast awans Dnipro jest sensacją. Trener ukraińskiego zespołu Myron Markiewicz przyznał przed środowym finałem, że na początku sezonu nie spodziewał się takiego sukcesu. "Nasz apetyt rósł jednak w miarę jedzenia" - dodał.
Markiewicz zdaje sobie sprawę z klasy rywala. "Sevilla świetnie atakuje, ma bardzo dobrych piłkarzy, którzy są w stanie stworzyć wiele sytuacji. To trochę powoduje u nas ból głowy, ale obrona Dnipro - przynajmniej do dzisiaj - grała na bardzo wysokim poziomie. Musimy w środę zneutralizować napastników rywali" - zaznaczył.
UEFA, jako gospodarz finału, już kilkanaście dni temu "przejęła" Stadion Narodowy i szybko rozpoczęła pracę. Do Warszawy sprowadzono z Niemiec specjalną murawę. Wysiłek się opłacił - boisko prezentuje się bardzo dobrze.
Sevilla wywalczyła dotychczas trzykrotnie Puchar UEFA (od 2009 roku jako Liga Europejska), Dnipro jeszcze ani razu.
Mecz, który będzie transmitowany w ponad 100 krajach, rozpocznie się o godz. 20.45. Spotkanie poprzedzi ceremonia otwarcia, trwająca ok. 15 minut. Na trybunach zasiądzie ok. 50 tysięcy widzów, w tym co najmniej osiem tysięcy z Polski, a w loży honorowej - prezydenci Ukrainy Petro Poroszenko i Polski Bronisław Komorowski.
Po raz pierwszy w historii LE triumfator zapewni sobie prawo gry w następnym sezonie w Lidze Mistrzów.