Był jednym z najbogatszych Argentyńczyków: dawał pracę 3,5 tysiącom ludzi. Kiedy umierał, a w fabryce ogłoszono, że potrzebna jest krew dla szefa, w kolejce ustawili się niemal wszyscy… Papież Franciszek chce go jak najszybciej wynieść na ołtarze.
Enrique Shaw mógłby się stać bożyszczem wielu kobiet. Przystojny, wysoki, piwne oczy, soczyste spojrzenie, włosy zaczesane jak Al Pacino, zawsze pod krawatem, w świetnie skrojonym garniturze. Ogolony, pachnący, z szarmanckim uśmiechem. Zorganizowany i zdyscyplinowany, ale też romantyczny. Bogaty, ale ze spojrzeniem wbitym w Boga. Zakochany po uszy w Maryi, w swojej żonie i jedenaściorgu dzieciach. Mężczyzna biznesu i modlitwy. Fabryką szkła Cristallerie Regolleau kierował zgodnie z zasadami chrześcijańskimi. Kiedy na włosku wisiały etaty ponad tysiąca robotników, zapewnił, że prędzej sam poda się do dymisji, niż pozwoli kogoś zwolnić. Jego dossier świętości, czyli akta z procesu na szczeblu diecezjalnym osobiście do Watykanu dostarczył kard. Jorge Bergoglio. Jako metropolita Bueos Aires zabiegał o to, by jak najszybciej doprowadzić do wszczęcia procesu beatyfikacyjnego rodaka. Już jako papież w wywiadzie powiedział Valentinie Alazraki, że Enrique Shaw jest bliski jego sercu. „To święty bogacz. Chciałbym, by przedsiębiorcy uczyli się od niego, jak używać pieniędzy dla dobra człowieka, by pobudzić go do wzrostu”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek