Dzięki kombinacjom rządu wyszliśmy z procedury nadmiernego deficytu, nie grożą nam cięcia na łapu capu. Bez zmian systemowych problemy wrócą za kilka lat, ze zdwojoną siłą.
20.05.2015 20:11 GOSC.PL
Rzutem na taśmę udało nam się wyjść z unijnej procedury nadmiernego deficytu. Uniknęliśmy konieczności zrównoważenia budżetu, co wiązałoby się z obowiązkiem przeprowadzenia szybkich i zdecydowanych cięć w wydatkach. Niby dobrze, problem w tym, że akurat tego właśnie nam potrzeba – a konkretniej takich zmian w systemie finansów publicznych, które ustrzegą nas przed narastaniem nadmiernego deficytu w przyszłości.
Wszystko przez to, że rząd wyprowadził nas z trudnej sytuacji poprzez cwaniactwo i kombinowanie. Spójrzmy na stronę dochodową: czy w ciągu ostatnich lat słyszeliśmy o wprowadzaniu rozwiązań, które uszczelniłyby system podatkowy, jednocześnie nie umacniając i tak już mających potężne prerogatywy służb skarbowych? Absolutnie – nadal mamy wysoce skomplikowane prawo podatkowe (zwłaszcza VAT), które nie tylko utrudnia życie podatnikom, ale także ściąganie danin, ponieważ akurat ci, którzy, uczciwie się rozliczając, mogliby zasilać budżet grubymi sumami, wydają mniejsze sumy na prawników, którzy pomagają im uniknąć płacenia odpowiednich podatków. Jedyne, na co wpadli kolejni ministrowie finansów, to „uszczelnianie systemu” poprzez tworzenie np. klauzuli przeciw unikaniu opodatkowania; usuniętej z rządowego projektu nowej ordynacji podatkowej na kilka dni przed wyborami prezydenckimi, która, co wielce prawdopodobne, wróci do niej niedługo po wyborze nowej głowy państwa. Jednak szczególnymi formami cwaniactwa wykazał się rząd manipulując np. przy stawkach podatku VAT, rzekomo tylko czasowo podniesionych, a także zamrażając progi podatku dochodowego, co dla wielu podatników oznacza de facto podwyżki danin. Żadne z działań rządów PO-PSL nie prowadzi nas w kierunku systemu opierającego się na prostych, jasnych i nieuniknionych podatkach.
Jednak prawdziwym majstersztykiem wykazali się politycy zmniejszając wydatki. Największym problemem polskiego budżetu jest niewydajny system emerytalny, wymagający corocznego dotowania Zakładu Ubezpieczeń Społecznych kwotami rzędu kilkudziesięciu miliardów złotych. To efekt konieczności wpłacania części składki zusowskiej do Otwartych Funduszy Emerytalnych. Nie wyszlibyśmy z procedury nadmiernego deficytu, gdyby rząd nie zdecydował się na umorzenie obligacji skarbowych zakupionych przez OFE o wartości ok. 150 mld złotych i gdyby nie kazał ubezpieczonym, którzy chcieli zostać w OFE, ponownie się do nich zapisać – dzięki czemu zmniejszył przyszły deficyt ZUS. Podobny skutek (zmniejszenie deficytu ZUS) ma przynieść także podwyższenie wieku emerytalnego. Tylko co z tego, skoro te działania to tylko odsunięcie w czasie emerytalnej katastrofy? Dziubdzianiem przy wieku emerytalnym, czy jednorazowymi sztuczkami księgowymi systemu emerytalnego się nie uratuje. Koszty zatrudnienia pracownika są nadal dla wielu małych i średnich przedsiębiorców bardzo trudne do udźwignięcia, a powiązanie między składkami i wypłatami w systemie emerytalnym bardzo uzależnia je od sytuacji demograficznej. Z biegiem lat coraz więcej osób będzie przechodziło na emerytury i coraz mniej osób będzie aktywnych zawodowo, co spowoduje konieczność albo obniżania emerytur, albo zwiększania składek, albo zwiększania dotacji z budżetu. Albo wszystkich trzech działań razem wziętych.
Problem, z którym szczęśliwie udało nam się uporać teraz, wróci za rok, za dwa, za trzy, a już na pewno za pięć, bo wtedy skończy się deszcz euro z Brukseli, a samorządy pozostaną z olbrzymimi długami pozaciąganymi na poczet wkładu własnego. I na to rząd ma pomysł, bowiem, jak pisze dziś „Dziennik Gazeta Prawna” chce liczne zadania zlecone gminom uczynić zadaniami własnymi. Rząd musiałby samorządom płacić mniejsze dotacje, w zamian wyświadczając im krecią przysługę w postaci przyznania im całego dochodu z pierwszego progu PIT. Choć ogólnie rzecz biorąc decentralizacja to bardzo dobra rzecz, to jednak w obecnej sytuacji oznaczać to będzie zsunięcie licznych problemów z bark rządu na samorządy. Innymi słowy – cwaniactwa ciąg dalszy.
I końca nie widać. Dobrych pomysłów na sanację finansów publicznych jest wiele, liczne z nich są znane od lat – także Platformie Obywatelskiej, której jakoś trudno jest zabrać się w końcu np. za liczne emerytalne przywileje różnych grup zawodowych. Osiem lat to naprawdę bardzo dużo, by uprościć i ujednolicić VAT albo wprowadzić podatek obrotowy. Zamiast dywagować nad oZUSowieniem rolników lepiej wprowadzić emeryturę obywatelską, co zresztą jest postulatem tak odległych od siebie w wielu kwestiach ekspertów od emerytur, jak dr hab. Robert Gwiazdowski i prof. Leokadia Oręziak. Powiązanie jej wysokości z dzietnością, co proponuje Centrum Analiz Stowarzyszenia KoLiber jest ciekawym pomysłem na uniezależnienie systemu emerytalnego od sytuacji demograficznej. A to przykłady pomysłów na naprawę ledwie kilku problemów polskiego budżetu. Trzeba tylko chcieć je zrealizować.
Stefan Sękowski