Szczerze mówiąc

O „bezczelnym” spieraniu się z Bogiem i ludziach, którzy powinni otrzymać zakaz czytania Biblii, z ks. Wojciechem Węgrzyniakiem rozmawia Marcin Jakimowicz.

Czy Biblia jest dla wszystkich?

Wielu nie powinno jej czytać. Myślę, że egzemplarze Pisma Świętego powinny być oklejone wyraźnym: „Zakaz czytania w następujących przypadkach”. Tak jak na ulotkach farmaceutycznych: są osoby, którym zażywanie tego lekarstwa może najnormalniej zaszkodzić.

Nie przesadza Ksiądz? Komu może zaszkodzić taka lektura?

Przede wszystkim tym, którzy po czytaniu Biblii kochają mniej siebie, drugiego człowieka i Boga. Słowo Boże przyszło z miłości, umarło z miłości i zostało zapisane dla miłości. Nie powinni też Biblii czytać ci, którzy nie wprowadzają jej w życie. Jeżeli człowiek jedynie przygotowuje jedzenie, a nigdy nie je, to jest absurd, strata czasu, energii i pieniędzy. Po to przygotowujesz kolację, by ją zjeść! Jeśli czytasz Biblię, a nie masz zamiaru wprowadzać jej w życie, powinieneś mieć zakaz dotykania tej księgi. Myślisz, że czytając, jesteś „gościem”? Nie! Jesteś marnotrawcą! Lepiej gdybyś był ateistą, miałbyś więcej czasu, mógłbyś zwiedzić sobie świat albo nawet wymyślić nowy pojazd kosmiczny. A tak wmawiasz sobie czterdzieści lat, że jesteś chrześcijaninem. „Nie każdy, kto mówi Panie, Panie, wejdzie do królestwa”. Kto wejdzie? Ten, kto słucha i wypełnia słowo, czyli wprowadza je w czyn.

Po czym to poznać?

Najlepiej po kryzysach. Po sytuacjach Hioba, Jeremiasza. Po burzy, która wali w twój dom. Jeśli jest zbudowany na piasku, poległeś, jeśli na skale, ocalałeś. Z zewnątrz te domy się nie różnią, dopiero kryzys pokazuje, na czym były stawiane. To krzyż jest papierkiem lakmusowym mojego chrześcijaństwa.

„Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twojego serca” (Ps 37). Zachwyca mnie ta odgórna zachęta. My modlimy się jedynie o to, by spełnił potrzeby, by „do pierwszego starczyło”. Bogu podoba się taki plan minimum?

Gdyby Bóg spełniał tylko nasze potrzeby, byłby jedynie urzędnikiem z MOPS-u, nie ojcem! Przed Bogiem można się otworzyć, opowiedzieć Mu o najskrytszych marzeniach. Możesz śmiało powiedzieć: „Tato, mam marzenie, chciałbym pojechać za kilka lat na Jamajkę albo wziąć udział w konkursie zjazdu na deskorolce”. Ojciec słucha i myśli: „OK, widzę, że to mu nie zaszkodzi. Dlaczego mu tego nie dać?”.

Nie słyszałem kazań o tym, by opowiadać Bogu o marzeniach…

Może trzeba posłuchać więcej kazań? A może księża, którzy je mówili, nie mieli marzeń? Księża zazwyczaj mają potrzeby, z marzeniami jest u nas chyba trochę gorzej. A może problem tkwi głębiej? Człowiek wolny umie się cieszyć i ma marzenia. Człowiek zniewolony kręci się w życiu tylko wokół potrzeb.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: