Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem i oni poznali, żeś Ty Mnie posłał.
Wielu z nas traci wiarę i z hukiem porzuca chrześcijaństwo z niemożności zrozumienia, jak (podobno) kochający nas do szaleństwa Bóg może pozwalać na tyle cierpienia w świecie. Albo sprawiedliwość, albo miłosierdzie. Tak myślimy. Źle myślimy. Bóg nigdy nie rzuca słów na wiatr. Skoro powiedział, że konsekwencją grzechu będzie śmierć, to tak musiało się stać. I stało się. Gdyby zignorował nasz grzech, okazałby się niekonsekwentny i niewiarygodny. I niesprawiedliwy. Cierpienie i śmierć, które zalały świat, są dowodem na Bożą sprawiedliwość. Ale Bóg ma jeszcze jeden przymiot, który jest jednocześnie Jego istotą. Miłość. I to taką bez żadnych limitów. Dopóki Jezus nie przyszedł na świat, człowiek nie miał możliwości odkryć, jak wielka to miłość. Krzyż jest tym miejscem, na którym zobaczyliśmy, że sprawiedliwość i miłość jednak nie muszą się wykluczać. Mogą się dopełniać. I dopełniły się, wywołując niemały skandal. Bo ani Jezus nie zasłużył na taką sprawiedliwość, ani my na taką miłość.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Adam Szewczyk