Trzęsienie ziemi zabrało Prakashowi Khadka dom w Katmandu. – Inni mają gorzej, moja rodzina żyje i jest bezpieczna – mówi. Wspólnie z miejscową Caritas w dzień i noc wspiera potrzebujących. Muszą się spieszyć: niedługo zacznie się pora deszczowa.
Pracująca w australijskim Caritas Lilian Chan przyleciała do Katmandu 23 kwietnia, by uczyć rolników, jak bardziej efektywnie wykorzystywać swoją ziemię. Jednak ledwie dwa dni później życie zweryfikowało jej rolę. Gdy rozmawiała z jednym z chłopów, ziemia zaczęła się trząść. – Z dachów zaczęły spadać kamienie, ludzie uciekali z budynków – opowiada „Gościowi Niedzielnemu”. W samej wiosce zniszczenia były niewielkie, prawdziwego szoku doznała dopiero wtedy, gdy wróciła do stolicy kraju. Wszędzie było widać zrujnowane domy, ludzi koczujących na ulicach i szukających swoich bliskich. – Zauważyłam grupę osób stojących na szczycie kupy gruzów. Wyglądało na to, że ich dom całkowicie się zapadł. Moi koledzy powiedzieli, że tłum prawdopodobnie stara się uratować ludzi uwięzionych w środku – tłumaczy. Teraz zamiast wypełniać kwestionariusze pomaga osobom, które straciły swój dobytek, często też swoich bliskich. Razem z nią pracuje Nepalczyk Prakash Khadka. W trakcie trzęsienia ziemi przeżył dramat. – Mój dom jest zrujnowany. Ale inni mają gorzej. Moja rodzina żyje i jest bezpieczna. Teraz spędzam 24 godziny na dobę w biurze, biorę udział w koordynacji pomocy dla potrzebujących. Mamy dużo pracy – mówi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stefan Sękowski